Forum www.watahawilkow.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

poduszka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.watahawilkow.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Arise
Dorastający; Wataha Wody



Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiesz?
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Nie 14:28, 27 Lut 2011    Temat postu: poduszka

Będę tu umieszczać, w miarę moich możliwości, fragmenty historii, którą miałam chęć napisać już dawno temu. Ogólnego tytułu jak na razie brak ale pracuję nad tym. Czytajcie i oceniajcie.
Życzę miłej lektury. Happy


I. Koszmar dnia powszedniego

Nastał upragniony wieczór. To dziwne, ale nie słychać było ani żab, ani świerszczy dających conocny koncert. Dlaczego? Przecież mogłyby coś zagrać. Takie pytania w środku zimy zadawała sobie Marta. Beztroska dziewczynka – licealistka, dla której lato, mimo że jest już grudzień nie skończyło się jeszcze. Myślami odlatywała w stronę łąk i lasów, które odwiedzała każdego roku, będąc na biwaku gdzieś na mazurach. Oprócz jezior i traw uwielbiała obserwować i fotografować ptaki. Krzyk żurawi w słoneczny wieczór, te cudowne koncerty słowików i skowronków o poranku. Od dziecka podziwiała ptaki za to, że umieją latać, kolekcjonował pióra jakichś rzadkich okazów i marzyła o tym, aby wyrosły jej skrzydła. Dziś wyjątkowo nie mogła zasnąć. Była już godzina 23.00. Zwykle o tej porze śnił jej się książę z bajki, który wręcza jej bukiet niczego innego jak żonkili w pochmurny i deszczowy dzień na rynku wielkiego miasta i odlatywali razem na śnieżnobiały skrzydłach w daleką podróż. Takie absurdalne marzenia mogły być tylko jej wytworem. Mimo że już prawie dorosła, ciągle dziecinna i rozmarzona, pragnąca odnaleźć się w obecnym świecie, lecz ciągle bezskutecznie. Próbowała już chyba wszystkich możliwych pozycji, leżenia na brzuchu, plecach, „w nogach” i z twarzą do dołu, co oczywiście kończyło się bezdechem oraz koniecznością zmiany swojego położenia. Wszystkie te wysiłki niestety nie skutkowały. Może perspektywa jutrzejszego sprawdzianu z matematyki spędzała sen z powiek beztroskiej Martusi, nie to musiało być coś innego. Mimo że asem ze ścisłych przedmiotów nie była, dawała sobie radę i nie mogła narzekać na swoje stopnie. To było coś znacznie gorszego. Coś, co nie dawało jej spokoju od rana a mianowicie historia. Na samą myśl drżało jej serce i dłonie stawały się sine jak u rasowego zombie. Sam przedmiot nie był czymś przerażającym, ale referat z I wojny światowej już tak. Zwłaszcza, że ona dzień przed jego oddaniem zgubiła go. Koszmarny punkt widzenia, histeryczna historyczka drze się w obecności całej klasy o tym, że były na to dwa tygodnie i nie przyjmuje żadnego usprawiedliwienia. Taki scenariusz był jednak najlepszym rozwiązaniem, gdyby nie pojawiła się w szkole, na pewno zaliczyłaby lachę z klasówki z matmy bez możliwości poprawy, dlatego zdecydowanie wybrała mniejsze zło.

Rankiem jej humor poprawił się nieznacznie. Nieco niewyspana i zmarnowana wstała jak zwykle o 6.30. Te same ruch tylko dwa razy powolniejsze. Najpierw łazienka, nie zapominając uprzednio o powtórnym, którymś z kolei przerzuceniem całej zawartości jej pokoju w celu odnalezienia cennego referatu, niestety bez skutku. Później już to, co zwykle. Liściasta herbatka, kanapki i wyjście na przystanek. Na miejscu jak zwykle te same twarze i zachowania, najzwyklejsza nudna wieś, w której nic nie zmieniało się od czasu wybrania obecnego wójta. Oczywiście na powitanie z każdej strony było słychać mało entuzjastyczne „Cześć” lub „Dzień dobry”. Wszyscy mimo przyjemnych nieco zmarzniętych twarzy, po wejściu do autobusy byli gotowi rozpocząć długą debatę obmawiając każdego, do którego wcześniej się uśmiechali. Wreszcie jest. Zbawienie na kółkach dla nóg i pośladków przymarzniętych do ławki i podłoża. Ten sam stary gruchot, co zwykle, niosący ze sobą masę wspomnień jeszcze z dwóch poprzednich pokoleń. Ludzie ożywili się i nerwowo szukali biletów, kto pierwszy ten lepszy. Niestety ilość miejsc siedzących była ograniczona. Marta jak wystrzelona z procy, wbiła się jako pierwsza w poszukiwaniu niczego innego, jak grzejnika. Szybkim ruchem pokazała kierowcy miesięczny bilet. Lecz zamiast włożyć go powrotem do kieszeni, wsunęła go obok pozwalając mu bezwładnie spaść na podłogę. Wreszcie usiadła zadowolona skłonna przytulić ciepłą grzałkę w podłodze.
- Pani coś zgubiła – słychać było ponury nieco przepalony głos kierowcy, który w dłoni trzyma bilet z legitymacją szkolną. To chyba najbardziej żenujący widok, jaki mogła sobie tego dnia wyobrazić. Z kamienną miną nie zważając na świadków tego zdarzenia, którzy chichotali jeden przez drugiego, mówiąc do siebie, że niezdara zawsze niezdarą pozostanie i wytykając palcami dziewczynę skandowali głośne „ Jeszcze raz” Jeszcze raz” Oczywiście nikt nawet się tym nie przejął tak bardzo jak ona i oprócz mamrotania kierowcy nie było słychać żadnych innych głosów skierowanych przeciwko niej. W między czasie jak zły duch, czekający tylko na odpowiednią chwilę, na wspaniałe i zbawienne ogrzewanie miejsce dla VIP-ów usiadł nieco schorowany starszy sąsiad z toną toreb obok siebie.
- Dziękuję – odparła Marta już i tak poirytowana swoją niezdarnością. Tylko rzuciła jadowite spojrzenie w stronę mężczyzny, który akurat grzebał w jednej z reklamówek i nie zwracał na nią uwagi. Usiadła ku swojemu niezadowoleniu, na jednym z zimnych i normalnych miejsc. „Jaki wspaniały początek dnia.” Pomyślała tylko i założyła słuchawki, żeby odizolować się od tego obrzydliwego kołchozu wokół niej.

c.d.n.

to moje pierwsze wypociny, dlatego proszę o wyrozumiałość. Wide grin mam nadzieję, że się zmotywuje i będę pisać dalej.


Ostatnio zmieniony przez Arise dnia Sob 14:33, 30 Kwi 2011, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nivera
Alfa Watahy Nocy
Shinigami




Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 455
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem!
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Nie 23:36, 27 Lut 2011    Temat postu:

Fajnie napisane, bardzo wyjątkowo opisane zwykłe sytuacje (głównie 1 część).

Uciekło Ci kilka przecinków, ale mi się też to zdarza. W sumie, to jeden zauważyłam. XD

Czekam na dalszy ciąg. Wink (1)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arise
Dorastający; Wataha Wody



Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiesz?
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Pon 18:09, 28 Lut 2011    Temat postu:

To był pierwszy raz z tak długim tekstem więc jak tylko jest błąd w przecinkach to jest dobrze chyba Happy Te opisy są takie, chyba dlatego, że za dużo anime oglądam i tak właśnie sobie to wszystko wyobrażam. XD

kolejna porcja twórczości, dalszy ciąg tamtego rozdziału.



Nareszcie w szkole. Po długiej i męczącej podróży czas było zdjąć w pośpiechu buty i kurtkę, tylko po to żeby jak najszybciej dostać się przed swoją salę lekcyjną i odrobić resztę pracy domowej. Robiąc przy tym maślane oczy do pierwszej lepszej osoby, która jest potencjalnym dawcą zeszytów ratujących życie uczniów w nagłych przypadkach. Marta należała do tej pierwszej grupy i nie kryła się ze swoimi zamiarami, nawet przed nauczycielami, którzy nie uczyli jej spisywanego przedmiotu. Panowała tu jedna zasada szkolnej dżungli: „Aby więcej, aby szybciej.” W zasadzie obowiązywała ona wszędzie, gdzie tylko można było dostrzec zdesperowanych „wczorajszych” uczniów.
- Tylko nie daj spisać wiesz komu – przestrzegała Martę jej „żywicielka” Kaśka. – Wiesz co się wtedy może stać? – Spoglądała złowieszczo na koleżankę, do pełni szczęści brakowało jej tylko kosy i czarnej kominiarki.
- Wiem, najpierw mnie zabijesz, a potem powiesisz – mówiła od niechcenia w przerwie pisana – Albo nie… - zastanowiła się gryząc długopis – przestaniesz mnie lubić, Kto mi wtedy da spisać? Lepiej jak jej nie dam.
Nagle zadzwonił dzwonek na lekcję.
- To już! – Krzyczeli z niedowierzaniem uczniowie, spoglądając na zegarki, nie skończywszy spisywać oraz do końca wypalić szluga w łazience. Marta zdarzyła jeszcze ściągnąć ostatnie linijki z prędkością odrzutowca, cudem będzie jeżeli ktokolwiek to rozczyta. Nareszcie cała dzicz znalazła się już w salach lekcyjnych. Mieli możliwość doskonalenia tam swoje umiejętności pisania sms-ów pod ławką i gadania zupełnie o czymś innym niż profesorowie. Ta zdolność, bardziej niż inne, na pewno im się kiedyś przyda. Nastała błoga cisza na korytarzu, jedynie co można było usłyszeć to brzęk łyżeczki wpadającej do szklanki. Panie woźne nie zbyt spieszyły się do swoich obowiązków. Robota nie zając nie uciekanie, a jak już się zrobiło herbatę to trzeba wypić, bo wystygnie. Nagle z Sali nr 16 wyskoczyła wnerwiona Ewelina. Średniego wzrostu blondynka, bardzo chuda mimo jej niepohamowanego apetytu, będąca w tej samej klasie, co Marta i Kaśka. Szła ściskając w ręku starą czerwoną gąbkę do mycia naczyń. Na usta cisnęły jej się niepochlebne słowa w kierunku nauczycielki, która zanadto wykorzystywała jej urząd dyżurnego. Była to dziewczyna bardzo wybuchowa i mówiąc szczerze upierdliwa. Zawsze była tam gdzie działo się, według niej, coś ciekawego. Nowy chłopak, targanie się za włosy przez koleżanki ze starszych klas, pomylony filmik na telefonie wśród chłopaków. Taki świat był dla niej rajem. Wiedziała, że jest stworzona do wyłapywania sensacji i sprzedawania innym. Krótko mówiąc plotkara jak się patrzy. Zawsze pewna siebie i arogancka. Jej główny życiowym celem było wyeliminowanie z klasy jednej osobniczki. Czuła, że na jej widok eksploduje a jej oczy zamieniają się w ślepia wampira pragnącego jej krwi. Tak chodził tu o Kaśkę. Dziewczyny znały się już od przedszkola, razem bawiły się i kłóciły o te same lalki i misie, wspólnie hodowały rzeżuchę na parapecie w szkolnej stołówce i broniły jej jak lwice przed chcący ją wyrzucić woźnym. Z czasem ich przyjaźń z jakiegoś, zapewne błahego powodu, zmieniła się w nienawiść. Kto by pomyślał, że takie wspaniałe niegdyś koleżanki będą się tak nie znosić.

Trzask drzwi. Ewelina wróciła i majestatycznym korkiem wdarła się do sali. Jej oddech był ciężki a z oczu płynęła krew. Na rękach widniały sine pasy jakby ktoś obił ją kijem. Ubranie było doszczętnie spalone…
- Marta przestań marzyć. – prychnęła Ewelina siadając do ławki.
- Aha. – Odparła zamyślona i wpatrywała się w zegar na ścianie.
Zapadła nareszcie cisza. Nauczycielka bazgrała coś na tablicy, a potulni i zdawałoby się grzeczni uczniowie, tylko odchylali regularnie głowy, aby sprawdzić co napisane jest dalej.
- Ej. – Syknęła szeptem Ewela uderzając łokciem Martę – daj spisać z polskiego teraz, później nie zdarzę.
- Rozmazało mi się. - warknęła patrząc na krzywe litery z pożałowaniem. – Nie mam z polskiego.
- A co pisałaś od Kaśki?
- Oj tam – próbowała się wymigać.
- Cicho tam dziewczyny! – Oburzyła się wściekła profesorka. Przez chwilę panowało milczenie, wzrok kobiety wbity był w młodzież. Jak to dobrze, że znieśli w szkołach kary cielesne. W połączeniu z torturami psychicznymi tej pani, połowa uczniów była by w zakładzie zamkniętym. Wkrótce znów zaczęła bazgrolić. Nikt nawet nie śmiał zapytać jej, gdy nie mógł rozczytać jakiegokolwiek słowa. Marta znów poczuła bolesny odcisk łokcia na swoim ramieniu. Sięgnęła więc do torby i pod ławką podała zeszyt koleżance, już bez marudzenia. W końcu zadzwonił dzwonek. W sali zawrzało. Uczniowie ostatkiem sił napisali pośpiesznie polecenie do domu. Jakieś mało zrozumiałe zadanie geograficzne. Wszyscy uszczęśliwieni wybiegli z klasy. Tuż przy wyjściu wisiała gablota z ogłoszeniami. Ona była największą atrakcją i nadzieją na lepsze jutro. Marta dostała się tam, jako pierwsza.
- Łaaaaaaaa….. – Zaszczebiotała – to się nie może dziać. Nie mamy dziś historii.
Złapała za ramiona Kasię, a na jej twarzy zagościł „bananowy” uśmiech.
- Zostaw mnie głupia. Z czego tak się cieszysz, miałam referat oddać, a jak jej niema to nie będę miała 4 na półrocze – żaliła się.
- Oj tam, oj tam – oddasz jak znowu będzie, jeszcze jest tyle czasu - zadowolona złapała koleżankę za ramę i odprowadziła do klasy na następne zajęcia. Dalsze lekcje mijały takim samym nieciekawym rytmem, co zawsze. Nudy i jeszcze raz nudy. Coraz głośniejsze były ziewy uczniów i pań woźnych, które piły już którąś z kolei herbatę. Korytarze w marę upływu lekcji stawały się coraz cichsze i nudniejsze. Racja wszyscy ciekawi uczniowie, którym się nie chciało dalej tam siedzieć, po prostu poszli sobie. Nastała wreszcie godzina 14.00 Czas by opuścić przykre i zimne mury. Popołudniowa droga do domu niby taka sama, lecz przynosiła ulgę i dawała nadzieję, że w domu jest czeka dobry, ciepły obiad.

Marta nareszcie po męczącej podróży mało ekskluzywnymi liniami PKS, niestety tylko na taką mogła sobie pozwolić, skierowała się w stronę domu. Była nadzwyczaj zadowolona. Nie dość, że upiekło jej się z referatem, to jeszcze całkiem dobrze poradziła sobie z klasówką. Szła jak zwykle tą samą, jedyną drogą i nigdy nieodśnieżanym chodnikiem. Ludzie przecież sami mogli go udeptać, więc, po co się męczyć. Kiedy tak spacerowała uszczęśliwiona, spoglądała z nostalgią na jej starą i poczciwą podstawówkę. Kiedyś to były zupełnie inne czasy. Wyszło się z krzykiem na przerwę w lato, potem rysowało „chłopka” i grało się w zielone od rana. Cały świat wydawał się wtedy jakiś inny, jakby większy i mało zrozumiały. To było właśnie najpiękniejsze. Bez męczącego komputera i telewizora plazmowego i kiedy ciężko było nawet o telegazetę. Można było te stare graty, jedynie pozytywnie wykorzystać podczepiając do niego PSP lat 90-tych rozsławioną i uwielbianą konsolę pegasusa. Nie da się zapomnieć tych godziny spędzonych przed ekranem, aż do silnego bólu oczu. Przepłakanych poziomów nie do przejścia i tej radości z wygrania kolejnego bossa. Dziewczyna spoglądała na swoje dłonie, które już dawno nie ćwiczyły zdolności manualnych na joystickach. Jak to było dawno temu. Czy po takiej przerwie potrafiłaby dalej cieszyć się z tak prymitywnej zabawy. Nie spuszczając oczu ze swoich nieco zmarzniętych szła po oblodzonym chodniku. Nagle rozległ się przeraźliwy dźwięk tłuczonego szkła i pisk opon. W całej wsi zawrzało. Ludzie powychodzili w kapciach wyszli do furtek. Ze szkoły wybiegła masa nauczycieli, a dzieci nie zaważając na przestrogi wychowawców, przylepiły się do okien. Na ulicy stał srebrny samochód. Z oderwanym zderzakiem i rozbitą szybą budził grozę na jezdni. Asfalt zmienił kolor na ciemnoczerwony. Szkarłatny śnieg przyprawiał o mdłości. W głowie Marty zaczęło cicho szumieć. Słyszała jedynie wyraźnie, jak gęste krople krwi kapały do wnętrza studzienki kanalizacyjnej. Przed oczyma miała przez chwilę ciemność. Ku swojemu zdumieniu podniosła się. Dlaczego była taka nieostrożna. Wstała i otrzepała się ze śniegu. Nie czuła, żeby bolało ją cokolwiek, widać musiała być w ogromnym szoku. Wokół auta zrobiło się głośno. Ludzie okrążyli samochód i o czymś rozmawiali. Nie za bardzo docierało do niej, o czym. Ktoś wyciągną komórkę i dzwonił na pogotowie inny pytał czy nic nie stało się kierowcy. Ale najwięcej ludzi patrzyło na asfalt. Czy palma krwi była tak interesująca?
- Ej ja jestem tutaj – krzyczała zdesperowana i ignorowana Marta machając rękami – Co oni tam mają? No tak jak wypadek to trzeba kierowcę uratować, no jasne.
Chwilę stała z boku naburmuszona i zdziwiona, iż nikt na nią nie zwraca uwagi. Szybko jednak przypomniała sobie, że na miejscu zostawiła torbę z książkami.
- A to tak – wrzasnęła – kradniecie mi książki.
Starała się przepchnąć przez tłum sąsiadów, których znała już od dawna, więc dziwne było, że mogliby cokolwiek jej zabrać. Stanęła naprzeciwko samochodu i zdębiała. Jej oczom ukazał się przerażający widok. Ona leżała na ulicy, zakrwawiona i z połamanymi kończynami. To się nie mogło dziać naprawdę.
- Jeśli to ja tam leżę, to… - zadawała sobie pytanie pełna lęku – ale to nie może być prawda.
Dziewczyna zaczęła desperacko przecierać oczy i sprawdzać czy nie śni. Niestety to nie był sen. Tak ona była martwa. Po chwili wpadła w histerię. Podeszła bliżej swojego zmasakrowanego ciała. Nie czuła dotyku, ciepła ani zapachu, nie czuła nic. Łapała za kurtkę, płakała. Próbowała wejść z powrotem do środka, lecz coś ją odpychało.
- Nie, nie dotykajcie mnie – krzyczała gdy ktoś próbował sprawdzić, czy żyje. Jej stan jednak od razu wskazywał na zgon. Chciała złapać za swoja dłoń, nie mogła. Nawet po jej policzkach nie płynęły łzy. Łkała tylko cicho roztrzęsiona, tak jak i ludzie stojący obok. Jednak nikt nie mógł jej zobaczyć, ani usłyszeć. Po kilku minutach przyjechała karetka. Sanitariusze chwycili ciało gotowi zawiść je jedynie do kostnicy.
- Trzeba powiadomić jej rodzinę – ktoś mówił zapłakany.
- Dobra to była dziewczyna – rozpaczał ktoś inny.
Marta stała tuż obok, przyglądała się i nie wiedziała co zrobić. Bała się wrócić do domu, nie wiedziała dlaczego, ale ogarniała ją jakiś dziwny lęk. Na dworze było już całkowicie ciemno. Pojawiła się policja i wóz do holowania, a ona stała w tym samym miejscu. Nie myślała o niczym.

Coraz silniejszy wiatr zaczął rozczesywać jej czarne włosy, które po części zakrywały zrozpaczoną i martwą twarz. Jej ubranie wyglądało jak nowe, było niemalże przezroczyste jak i ona sama. Ulubiona zielona bluza z kapturem i dżinsy. Na zawsze będą na niej spoczywać. Nawet nie stała się aniołem z ogromnymi białymi skrzydłami. Dlaczego? Dlaczego musiała tu tkwić? Jeszcze nie przyszła kolej na jej duszę? Czyżby umarła za wcześnie? Wiatr wiał coraz mocniej. Płatki śniegu były większe, ale i tak spadały tak jak on im zagrał. Dziewczyna poczuła się coraz bardziej lekka i jakby uwolniona z jakiegoś jarzma. Mimo mrozu i śnieżycy nie czuła się źle, białe płatki były jakieś dziwne tej nocy. Każdy z nich wyglądał inaczej, tak jakby wewnątrz niego tkwiła inna skomplikowana dusza. Były jak ludzie. Martwi ludzie, którzy ponownie przybyli na ziemię. Wicher był już nie do zniesienia, zaczął ze zdwojoną siłą wyłącznie w stronę Marty. Po chwili próbował porwać ze sobą zbłąkaną duszyczkę.
- Ej ja nie chce – opierała się. Jednak była zbyt lekka, aby pozostać na ziemi. Trzymała się kurczowo znaku przy drodze, a reszta jej „ciała” falowała na wietrze jak flaga wywieszona w święto niepodległości.
- Jak ja mam się tu utrzymać – darła się najgłośniej jak mogła.
Wkrótce nie wytrzymała i zniknęła w głębinach bezkresnej ciemności wraz z płatkami śniegi i ze śmieciami porzucanymi przez dzieci.


c.d.n.


Ostatnio zmieniony przez Arise dnia Śro 19:40, 23 Mar 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arise
Dorastający; Wataha Wody



Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiesz?
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Wto 17:08, 15 Mar 2011    Temat postu:

Z racji, że się bardzo nudzę, daję następny kawałek mojej historii.

Niech mi ktoś wymyśli do tego tytuł plis *__*

II. Życie pozagrobowe

O północy z gorączkowego snu zerwała się roztrzęsiona kobieta, matka zmarłej. Po jej policzkach płynęły łzy. Sypialnia stała się tego dnia jakaś większa, przytłaczająca, meble zupełnie do siebie niepodobne, zupełnie jakby to nie był jej dom. Mimo, że minęły już dwa tygodnie od śmierci jej córki, żal pozostawał niezmiennie taki sam. Każdej nocy budziła się z krzykiem w momencie, gdy śni jej się, że ona sama jest kierowcą samochodu i zachwalę ma potrącić Martę. Wokół biegają czarno białe śmiejące się postacie z gier „pegasusowych” i nie miała wtedy pojęcia, skąd one tam się wzięły i co miały oznaczać.

Tymczasem zbłąkana dusza dziewczyny przechadzała się po pobliskim parku. Dopiero wtedy zaczęła zdawać sobie jak pięknie może być nocą. Niebo było bezchmurne. W ciemnościach dało się dostrzec tylko migoczące małe gwiazdy, niczym niewielkie lampki przywieszone bardzo wysoko. Nie czuła jakiegoś żalu, ani tęsknoty za kimkolwiek, zastanawiała się dlaczego zaczęła tak lamentować zaraz po wypadku, teraz wydawało jej się to absurdalne i głupie. Zdążyła już zapomnieć co wtedy czuła i o czym myślała gdy odkryła, że już nie żyje.
Przez tą samą alejkę na której stała, przechodziła chwiejnym krokiem grupa miłośników napojów wyskokowych. Mieli przy sobie kilka butelek, które uderzając o siebie nadawały rytm ich jękliwym pieśniom. Mężczyźni nie zważając na panująca aurę i to, że ławki są pokryte grubą warstwą śniegu usiedli obok siebie i przechylali z wrodzoną zwinnością jedną butelkę po drugiej. Marta rozpoznała wśród nich swojego wuja. Pierwszy raz widziała go w takim stanie, zwykle porządny i zadbany mężczyzna mieszkający pięć domów dalej. Zwykle można spotkać go było za kierownicą swojego dostawczego auta. Był on zatrudniony firmie kurierskiej i bardzo sumiennie wykonywał swoją pracę. Co więc stało się, że siedzi teraz tu i pije z nieznanymi typami? Obserwowała przez jakiś czas sytuację nie robiąc nic konkretnego. Słuchała ich fascynujących rozmów i zastanawiała się, dlaczego ludzie są tacy dziwni. Sama, bowiem przez ten krótki okres zapomniała jak to jest być człowiekiem. Koledzy opróżnili już wszystkie butelki i postanowili jeszcze o własnych siłach dostać się do, niewiele odstających od nich wyglądem, domów. Tylko wuj Marty nie ustępował mimo próśb pozostałych upierał się, że niema, do czego wracać, wyszło na jaw, dlaczego tu z nimi siedział. Jego żona zostawiła go tydzień temu i odeszła z innym, bogatszym mężczyzną.
Wkrótce dali za wygraną i pozostawili go leżącego pod ławką. Marta tylko wzruszyła ramionami.
- Ma, czego chciał – stwierdziła z pogardą. Podeszła do niego i przyglądała się jego uśpionej twarzy, nie zdając sobie sprawy, że zasnął już na wieki. Chwile później zaświeciło nad mim jasne, oślepiające światło takie samo, jak z wymierzonej w oczy latarki. Na niebie pojawiła się nowa migocząca gwiazda, która powiększała się i zaczęła przemieniać w małego anioła o śnieżnobiałych skrzydłach i lśniących szatach.
- Aj ja jaj – powiedział sfrustrowany i zaczął dziwnie przyglądać się mężczyźnie – następny delikwent, ta praca mnie wykończy.
Dotknął jego czoła i jednym szarpnięciem wyrwał jego dusze na zewnątrz. Wyglądała ona jak mała błyszcząca kula bladego ognia. Wziął ją pod pachę i był już gotowy ruszać znowu w górę.
- Ej, dokąd się wybierasz z tym czymś wyjętym z mojego wuja – rzekła Marta z oburzeniem.
- To „coś” to jego dusza. Zabieram ją do osądzenia. Fajnie wygląda prawda? Sam wybrałem wzór z katalogu. – Wyciągnął rękę chwaląc się swoim wyborem.
- Coś tu jest nie tak, czy ja tez nie powinnam tam iść? – Spoglądała na tajemnicza postać jak na wybawcę z okrutnego wypalonego stanu.
- Yyyy no ja nie wiem, nie decyduję o tym – zmieszał się i chciał wyrwać się do dalszego tłumaczenia– Ja muszę już lecieć.
- Ej zaraz, nie dam Ci tak mnie zostawić – warknęła i przytrzymując anioła za skrzydło dziwiła się, że ma jeszcze tyle siły, żeby dać mu radę. – Nie puszczę dopóki mi nie powiesz, o co tu chodzi.
Wysłannik niebios musiał ustąpić, przytrzymując kurczowo swoją „przesyłkę” usiadł na ławce i próbował się jakoś wytłumaczyć.
- No, bo wiesz każdy kto umarł wypełnił swoją już swoją misję i zostaje zabrany– zaczął niepewnie – ty masz nietypowe zadanie i musisz misję wykonać po śmierci – dokończył krótko i z zadowoleniem.
- Coś kręcisz.
- No wiesz, aniołom nie wolno kłamać – oburzył się i jeszcze bardziej zniecierpliwił.
- No dobra niech będzie - odparła zażenowana - a jaka to misja?
- Nie wolno mi o tym mówić – rzekł zakłopotany i z prędkością błyskawicy wyrwał kilka metrów w powietrze – Mogę tylko zdradzić, że jak wypełnisz misję, dostaniesz bonus i tak jak ja będziesz aniołem. – Dodał i próbował już odlecieć z miną roztargnionego kupca, który wydał za dużą resztę.
- I będę miała skrzydełka!? – Wrzasnęła ucieszona – Skąd mam wiedzieć, co mam zrobić?
- Dowiesz się w swoim czasie. – krzyczał z oddali i po chwili zmienił się w małą błyszczącą plamkę migoczącą na niebie.
Marta nieco zdziwiona zajściem siadła na ławce i rozmyślała. Pod jej nogami leżało uśpione ciało wuja. Wokoło roznosił się alkoholowy zapach połączony z wonią fajek i potu. Wkrótce zaczął z wolna padać śnieg, tak jakby było go jeszcze za mało. Do świtu pozostało kilka godzin, przez ten czas zwłoki dokładnie zdążą się przykryć białym puchem. Dzieci nie zauważą różnicy, dopóki nie będą chciały ulepić bałwana.
- Na pewno mocno się zdziwią – rzekła z uśmiechem, mimo wszystko. Nawet nie myślała o tym, by kogokolwiek ustrzec przed tak szokującym widokiem i po chwili udała się na dalszą, tak brutalnie przerwaną, przechadzkę po paku.
- Będę duchem tego miejsca – wrzeszczała z nudów i machała rękami w celu odkrycia odpowiedniej pozy do straszenia. Wydawała przy tym dziwne jęki, rodem z taniego horroru o niezbyt strasznych upiorach. Nigdy nie była fanką filmów grozy i nie potrafiła sobie wyobrazić, w jaki efektowny sposób można przestraszyć kogokolwiek.
- Powinni wydawać podręczniki straszenia – pomyślała w pewnej chwili i jej oczy rozbłysły szalonym, krwistoczerwonym światłem – wiem moją misją jest napisanie właśnie takiego podręcznika. – Zachichotała uradowana pełna podziwu dla swojego tak mało używanego w czasie życia intelektu. Dalejże chodziła i z przejęciem zapamiętywała każdy ruch i wyjęczane słowo.

c.d.n.


Ostatnio zmieniony przez Arise dnia Wto 17:34, 15 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nivera
Alfa Watahy Nocy
Shinigami




Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 455
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem!
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Wto 16:14, 22 Mar 2011    Temat postu:

Coraz ciekawiej. Wide grin Jeszcze II części nie przeczytałam całej (tej z ostatniego posta) ale podoba mi się. Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arise
Dorastający; Wataha Wody



Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiesz?
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Wto 16:56, 29 Mar 2011    Temat postu:

Cieszę się Happy nie wiem czy reszta sprosta oczekiwaniom, niby mam pomysł o czym to ma być ale wydaje mi się za błahy i jakiś czerstwy :/

No dobrze, daję następną część.

Rankiem w parku zawrzało. Ludzie kłębili się na środku i biadolili jeden przez drugiego. Wozy policyjne stały na drodze, znacznie utrudniając ruch pojazdów. W końcu mają przywileje i nie muszą się martwić o inny, mandatu przecież nie dostaną. Niewielka grupa funkcjonariuszy pilnowała ludzi, aby nie zbliżali się do miejsca zdarzenia i ciągle powtarzali upartym, że niema tu, czego oglądać. Wśród niedoinformowanych ludzi zaczęła krążyć plotka o tym, że człowiek tam leżący został pobity albo zadźgany. Nikt nie wiedział niczego konkretnego i doprowadzało do wymyślania setek historii i rozsiewania propagandy na całą okolicę. Trup nie wyglądał już tak dobrze jak przed kilkoma godzinami był blady i sztywny nie do ruszenia. Policjanci z obrzydzeniem i pogardą wpatrywali się w ciało i z naciskiem powtarzali te same słowa: „Ma, czego chciał, przez takich musimy pracować na mrozie.”
Marta tak zajęta wyliczaniem sposobów straszenia całkowicie straciła rachubę czasu.
Nagle przypomniała sobie o wuju i pędem pospieszyła na miejsce. Widok był podobny tak jak wtedy, te same twarze, te same biadolenia i narzekania na swój los. Stała niedaleko, nie widząc ciała ani co dokładnie dzieje się obok ławki. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Jej włosy stanęły dęba, a twarz pobladła w strachu, jakby i tak była mało biała. Kto może ją widzieć a nawet dotykać? Może to tamten anioł zdecydował się ją zabrać i wrócić. Z wolna odwróciła głowę i z jej gardła wydobył się niewyobrażalny krzyk.
- Spokojnie to ja, wuja nie poznajesz – rzekł krzywiąc się od jęków jakie wydawała – Już wróciłem z sądu i chcę się pożegnać. Czeka mnie teraz ciężki okres.
- Okres? Tak wiem coś o tym, w końcu jestem dziewczyną.
Wujek skrzywił się na te słowa i walą w ręką w czoło.
- Zgłupiałaś, idę do roboty żeby odpokutować. – rzucił wprost z wielkim żalem, że nie domyśliła się o co mu chodziło.
- Oj wiem o co chodzi, nie znasz się na żartach. W ogóle to po co umarłaś?
- Nie będę z tobą rozmawiał dłużej. – oburzył się wielce i odwrócił głowę do tyłu tym samym pozostawiając ciało zwrócone do niej.
- Ja też tak umiem. – śmiała się i po chwili oderwała swój niezbyt mądrą łepetynę i wyciągnęła ręce do wuja. Ten odwrócił twarz i wzruszył ramionami.
- Nie popisuj się. – rzekł chłodno. – Ja właściwie muszę już iść – dodał i oderwał się od ziemi aby przystąpić do swojej pokutniczej pracy.
- To żegnaj wujku. – Uśmiechnęła się i pomachała grzecznie. To, że najprawdopodobniej spotykają się po raz ostatni nie robiło na niej żadnego większego wrażenia. Straciła już do reszty ludzkie uczucia i w zasadzie było jej wszystko jedno, co się z nią stanie. Wuj sądził, że będzie płakać i błagać, aby jej nie zostawiał, przygotował się a to i dosyć ospale licząc, że Marta powie jeszcze coś miłego. Wielce się oburzył słysząc jedynie jej słowa wypowiadane jakby miał iść tylko do sklepu. Zawisł w powietrzu i skrzyżował ręce.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – zapytał ze srogą miną, jakby był gotów zastrzelić ją wzrokiem. – Sądziłem, że bardziej się postarasz. Jak możesz w taki sposób, traktować wujka-nieboszczyka? Nie tak Cię matka wychowywała. – rzucił pełen żalu do całego świata. Marta tylko wzruszyła ramionami i stwierdziła kpiąco:
- To trzeba było nie umierać.
- Już więcej nie będę z tobą gadać. – zdenerwował się jeszcze bardziej. – Nie mam pojęcia, co się z Tobą stało.
Ruszył wtedy w okropnym nastroju, jakby i tak było mu mało zmartwień. Po tym zdarzeniu nawet nie miał najmniejszej ochoty żegnać się z pozostałą częścią rodziny. Po prostu zniknął gdzieś w przestworzach, nie pozostawiając po sobie śladu.

Całe towarzystwo wkrótce rozeszło się i wrzawa wokół zdarzenia ucichła. Na miejscu stał tylko czerwony szklany znicz, z ledwo tlącym się płomykiem i mała, niezbyt zgrabna wiązanka sztucznych kwiatów. Dla niektórych osób było to oczywiste, że należy oddać szacunek zmarłemu. Skłonni byli nawet postawić pomnik w tamtym miejscu. Nie licząc się ze zdaniem przeciwników, dla których honorowanie trupa-pijaka to lekka przesada. Z pogardą odnosili się do tego miejsca nie uznając go w jakikolwiek sposób, jako do punktu publicznego kultu.
Słońce chyliło się ku zachodowi i robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie. Zerwał się gwałtowny wiatr i płatki śniegu znów tańczyły w rytm jego muzyki. Było dokładnie tak samo jak przedtem. Marta nie czuła już tego samego uczucia, one gdzieś wyparowało bezpowrotnie, widać do końca straciła resztkę człowieczeństwa. Nawet perspektywa jutrzejszego dna – wigilii Bożego Narodzenia, zawsze wyczekiwanego przez nią, nie dawała jej żadnej satysfakcji, ani nadziei. Posępnym krokiem przemierzała uliczki rodzinnej miejscowości i beznamiętnie spoglądała w okna swoich sąsiadów. Ludzie siedzieli zadowoleni, przytuleni do siebie oglądali serie świątecznych reklam, razem ubierali świąteczne drzewka i szykowali się powoli do jutrzejszej wrzawy. Po twarzy Marty popłynęły wielkie przeźroczyste krople. Jedna po drugiej kapały na nierówny chodnik. Dziewczyna potrząsnęła głową, nie chciała, bowiem, by na jej twarz dłużej spadała woda z rozmarzających tuż nad nią sopli. W domu sąsiadów zgasło wreszcie światło i domownicy pośpiesznie kładli się do łóżek, nie mogąc się doczekać, głównie dzieci, jutrzejszego dnia. Choinka połyskiwała w świetle lampy, które wdzierało się przez okno do salonu. Część potraw czekała na swoją kolej w lodówce, a prezenty były misternie schowane gdzieś za ubraniami w szafie. Marta poczuła, że pora wracać do domu, za długo błąkała się bez celu, czasu było wypełnić wreszcie obiecaną jej misję i udać się na wieczny odpoczynek. Jej rodzina również już spała. Wewnątrz domu unosiła się niezapomniana, ta sama od lat atmosfera. Gorączka świąt jeszcze nie minęła, trzeba było kupić parę rzeczy: jemiołę, serwetę na stół i coś na skromne śniadanie, tak dla tradycji. Nie wolno było się objadać przez cały dzień, żeby kolacja lepiej smakowała. W kuchni panował bałagan, niezmyte talerze, miski, pojemnik z mąką, kratka z jajkami dekorowały blat i stół, upominając się cicho o posprzątanie na swoje miejsce. Po środku stołu stał największy półmisek, był przykryty ścierką i skrywał bardzo apetyczną tajemnicę. Marta zaciekawiła się i odsłoniła ścierkę. Tuż pod nią leżały grzecznie, skrzętnie ułożone dookoła małe wigilijne pierogi. Zawsze stanowiły one ulubioną potrawę ze wszystkich dwunastu tradycyjnych dań i znikały, jako pierwsze ze stołu. Marta przyjrzała się dokładnie i wzięła jednego z nich. Powąchała go, jednak uparte ciasto nie miało żadnego zapachu.
- Może ja muszę zjeść tego pierożka? – zastanawiała się i po chwili starała się go pochłonąć. Niestety w roztargnieniu zapomniała, że nie ma już ciała, które potrzebuje pożywienia. Pieróg powoli przeniknął przez jej wnętrze by w rezultacie pacnąć na podłogę. Nagle w sypialni rodziców rozbłysło światło. Ktoś zaczął szurać gumowymi kapciami i zmierzał wyraźnie do kuchni. Marta przestraszyła się, nie wiedzieć, czemu i w pośpiechu uciekła za drzwi. Matka zaczęła macać ścianę w poszukiwaniu włącznika prądu. Rozejrzała się po kuchni i zauważyła niedoszłą ofiarę w postaci rozpaćkanego pieroga. Ze złowrogą miną podniosła go z podłogi i wyrzuciła. Półmisek zaś schowała do lodówki.
- Ja mu dam – mamrotała i w wkrótce znowu zrobiło się cicho. Marta wyszła z kryjówki i odetchnęła z ulgą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aisha
Wojownik z Watahy Nocy



Dołączył: 02 Lut 2011
Posty: 317
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z tajemniczego lasu...
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Wto 18:21, 29 Mar 2011    Temat postu:

Naprawdę ciekawie się czyta Wide grin Czekam na kolejne części Wink (2)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.watahawilkow.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin