Forum www.watahawilkow.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Szatanioł - opowiadanie Nivery i czasem inne.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.watahawilkow.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nivera
Alfa Watahy Nocy
Shinigami




Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 455
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem!
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Nie 15:34, 06 Lut 2011    Temat postu: Szatanioł - opowiadanie Nivery i czasem inne.

Będę nowe rozdziały aktualizować w tym poście. Bardzo amatorskie wypociny Nivery. Zapraszam do skosztowania.

Kolejny raz pozbawiono mnie skrzydeł. Kolejna łza spłynęła po moim spuchniętym przez kopnięcia policzku. Upadam. Na kolanach zbieram pozostałości po moich skrzydłach. Znów nauczę się latać...

Lecz na razie zbieram te pieprzone skrzydła..


    Rozdział I


Nadszedł czas opuszczenia mojego domu. Rodzinne gniazdko powoli przeobrażało się w istne więzienie, gdzie moja własna matka próbowała dać mi do zrozumienia, że mnie już tam nie chce. W sumie, sam na to zapracowałem - nie chciałem jej więcej narażać, a im dłużej żyłem u jej boku, tym mniej bezpieczne to było. Kłótnia. Nasza pierwsza kłótnia. Zawsze byłem grzecznym, potulnym chłopcem kochającym swoją matkę, chodzącym grzecznie do szkoły, szanującym jej słowo.. Pozory.. Byłem taki tylko dla swojej rodzicielki. Nie - ona nie była taka jak ja.. ojciec zaś - tak. Jedną wiązanką słów zniszczyłem te 19 lat u boku tej kochającej mnie kobiety. Miałem ochotę ją uderzyć. To było tak strasznie obce mi uczucie jak żadne inne. Zacisnąłem pięści i wybiegłem z domu, bez niczego, po prostu. Bez żadnego "Cześć".
Padłem na kolana przed domem. Padał deszcz - czułem jak malutkie kropelki opadały na moją wykrzywioną w rozpaczy twarz. Byłem zły na siebie, zły za to wszystko co powiedziałem, bo zniszczyłem wszystko. To był pierwszy moment, gdy poznałem znaczenie słowa 'sumienie'.
Sięgnąłem do kieszeni, w której znajdował się mój naszyjnik. Symbolizował tym, kim jestem. Nawet dziś nie mogłem się pogodzić, że jestem istotą, powszechnie zwaną jako Szatanioł. Było nas niewielu, bo wszyscy od zawsze byli ścigani przez organizacje ANPI. Kim są ANPI? Zacznę od początku..
Szatanioły to niezwykłe istoty. Uskrzydlone demony przypominające anioły, absurd.. Każde z nas wygląda niewinnie - blond włosy, niebieskie oczy i te wielkie skrzydła pokryte śnieżnobiałym pierzem... Nie widzi ich nikt, po za nami i osobami, które Nas bezgranicznie kochają i są gotowe oddać za Nas życie. Pomyślałbyś choć na chwilę, że mógłbym być mordercą, zabijającym w tak okrutny sposób?
Nie zabijamy zwyczajnie. Na początku wypompowujemy ofiarę z całego szczęścia, po czym wybijamy wszystkie bliskie im osoby. Nie - nie mamy serca. To ma być śmierć nie tylko psychiczna, ale i fizyczna, dzięki czemu ani ciało, ani dusza już nigdy nie będzie istnieć. Taka już nasza rola, a żadne z Nas nie może przeciwstawić się przeznaczeniu.
Wstałem. Straty były bolesne, ale była to nieodłączna część mojej wędrówki. Jeżeli sam nie odsunąłem bliskich mi osób - prędzej czy później i tak przychodziło mi je stracić. Musiałem gdzieś pójść, nie chciałem dłużej patrzeć na jej dom - powracały wspomnienia, których teraz musiałem się pozbyć. Znowu.
Skierowałem się do Fatum. Nie, ona nie była taka jak ja. Była zupełnie inna - kruczoczarne, średniej długości włosy, pełne, krwistoczerwone usta.. Jej oczy.. praktycznie czarne, głębokie niczym morze, kochałem ukradkiem się jej przyglądać, była taka piękna.. nie mogłem jej jednak wyznać moich uczuć - byłoby to zbyt niebezpieczne..
Gdy dotarłem do jej domu od razu skierowałem się pod jej okno, w które zapukałem trzykrotnie. Był to nasz sygnał porozumiewawczy, wiedziała wtedy, że to ja. Nie musiałem długo czekać, praktycznie od razu uśmiechnięta podbiegła do szyby. Złapała energicznie klamkę i wpuściła mnie do środka. Wszedłem, a ona zawiesiła mi się na szyi. Zamiast wizji kłótni z matką w mojej głowie pojawiła się ona. Jej uścisk był wyjątkowy, kojący..
Po chwili rozluźniła splot.
- Stęskniłam się za tobą, Raven - mruknęła cicho, a kąciki jej ust znowu poszybowały ku górze.
- Poczekaj chwilkę, przyniosę Ci coś ciepłego do picia i jakieś suche ubrania, zmokłeś, a nie chciałabym abyś się przeziębił
Po tych słowach opuściła czerwone pomieszczenie, które było jej pokojem. Usiadłem na krześle stojącym w kącie i uśmiechnąłem się pod nosem. Dobrze było mieć taką przyjaciółkę jak Fatum. Przyjaciółkę.. oboje dobrze wiedzieli, że coś ich łączy ale Raven nigdy nie chciał dopuścić do jakiegokolwiek zbliżenia. Trzymał spory dystans, czego ona nie rozumiała. Nie znała bowiem jego tajemnicy, a on zwyczajnie nie chciał jej narażać.
Dziewczyna weszła do pokoju z powrotem i położyła na łóżku złożone w kostkę ubrania starszego brata.
- Przebierz się, a ja pójdę jeszcze po herbatę - jak powiedziała tak też uczyniła. Kiedy jej postać zniknęła za drzwiami, ja zacząłem się przebierać. Fatum wróciła gdy ja układałem mokre ciuchy na grzejniku. Postawiła na stole herbatę.
- Może pójdziemy się przejść? - zaproponowała, a, że miała nietypowy dar perswazji od razu się zgodziłem. Była jedyną osobą która tak szybko potrafiła mnie przekonać, zdobyć moją ufność do niektórych sytuacji, znając życie udałoby się jej mnie nawet namówić na skok w ogień.
Skinąłem głową i powoli opuściliśmy dom.
Skierowaliśmy się do parku. Nasze ulubione miejsce.. nasze..
Fatum nie uśmiechnęła się ani razu podczas naszego spaceru. Najwyraźniej coś ją trapiło, ale w moich oczach wyglądało to jakby umarła, zgasła. Tak naprawdę nigdy nie pokazywała mi się smutna - była tak silna, tak mocna, wesoła - niezmordowana optymistka bujająca w obłokach, jakże opiekuńcza. A ja? Pieprzony pesymista niewidzący nic po za nią, chociaż idealnie wiem, że nie wolno mi tak. Nie mogę i nigdy nie będę mógł. To jak zakazany owoc - jakże niebezpieczny, jakże kuszący..
Fatum spojrzała na mnie. Jej oczy były zupełnie inne niż zazwyczaj - smutne. Delikatnie otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, jednak zawahała się. Obróciła głowę, jakby chciała coś ukryć.. tylko co?
- Fatum? - zapytałem cicho, niepewnie, nie wiedziałem co robić. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.
- Czy coś się dzieje? - dopełniłem kładąc rękę na jej ramieniu. Po chwili milczenia przeniosła wzrok na mnie. Na jej policzku widniała niewielka strużka wody - łza. Nie była to jednak łza szczęścia.
- Dlaczego? - wymamrotała rozdygotanym głosem.
- Dlaczego wciąż się mijamy, jakby TEGO nie było?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Zamarłem. Myślałem, a raczej łudziłem się, że uniknę takiej sytuacji. W żadnym stopniu nie chciałem do niej dopuścić, za bardzo bałem się konsekwencji.
- Wiesz.. - zaczęła a ja puściłem jej ramię.
- Nie mów tego! - krzyknąłem równocześnie z "Kocham Cię" które padło z jej ust. Jej oczom ukazały się moje ogromne, śnieżnobiałe skrzydła.
- Matko..Raven.. - powiedziała i rękoma zakryła usta. Była przerażona, a ja nie wiedziałem, jak wytłumaczyć jej to wszystko. Jak jej powiedzieć, że miałem przed nią sekrety, jak w ogóle uświadomić ją, że jestem Szataniołem..
Szelesty. Sprawiły, że mój słuch i czujność zwiększyła się. To było ANPI.
- Fatum, uciekaj - szepnąłem, ta jednak stała i patrzyła. Obserwowała i mnie i osoby które przybyły po nas. Zamarła. Nagle usłyszałem chrupnięcia przetrwałego odwilż śniegu. Jedna z zakapturzonych postaci opuściła krąg i zaczęła zbliżać się do moich pleców. Zdjęła kaptur.
- Witaj, Raven - syknęła. Znajomy głos. Owa postać musiała być Shadem. Obróciłem swoją głowę i zmierzyłem od góry do dołu granatowowłosego chłopaka, którego tak nienawidziłem.
- Stęskniłeś się? - zapytałem ironicznie mierząc zdrajcę od stóp do głów. Phi, nawet się zafarbował!
- Można było się tego spodziewać, że jesteś zbyt słaby by przeciwstawić się śmierci... ale zostać jednym z nich? W sumie... zawsze byłeś taki, tchórzliwy, nigdy nie byłeś prawdziwym Szataniołem - mruknąłem pogardliwie. Fatum powtórzyła szeptem ostatnie słowo, sama do siebie, jakby sklejała myśli. Zirytowany Shade wyjął Slaughtera - niewielką kulkę z błyszczącym oczkiem na środku które pozbawia Nas skrzydeł i przytomności na jakiś czas. To był wystarczający znak, że zabawa się kończy. Chwyciłem brunetkę z całej siły i wzbiłem się w przestworza rozpoczynając tym pogoń ANPI - za Nami.

    Rozdział II


Leciałem najszybciej jak potrafiłem usiłując zgubić goniącego mnie Shade'a. Widoczność była ograniczona, toteż musiałem polegać na innych zmysłach. Przymknąłem oczy. On się zbliżał - zwyczajnie to słyszałem. Wiatr inaczej wiał..
Dogonił mnie. Fatum była ciężka, co utrudniało całą ucieczkę.
- Nie złapie Nas - szepnąłem jej na ucho, po czym zniżyłem swój lot powoli zbliżając się ku ziemi, wylądowałem. Fatum była w szoku - nie była w stanie nawet biec. W sumie.. na jej miejscu prawdopodobnie zareagował bym tak samo. Byłbym przerażony, nie umiałbym tego zrozumieć. Dla mnie, byłoby to zbyt trudne.
Wziąłem ją na barana. Zacząłem biec ile sił w nogach, do lasu który znajdował się przede mną. Musiałem długo lecieć - oddaliłem się w nieznane mi tereny. Kiedy byłem już głęboko w lesie poczułem się pewniej, zwolniłem i zdjąłem dziewczynę z pleców, sadzając ją pod jednym z drzew. Przeniosła na mnie dziwny wzrok. Otworzyła delikatnie usta, ale nie była wstanie nic powiedzieć. Obróciła głowę. Chyba była smutna, zła, że jej nie powiedziałem, chociaż byliśmy przyjaciółmi..
- Przepraszam.. przepraszam, że musisz w tym uczestniczyć.. - rzekłem cicho wbijając swoje niebieskie ślepia w ziemie. Nie chciałem takiego potoku sytuacji. Byłem na siebie zwyczajnie zły, bardzo zły. Kaskady myśli przelewały mi się w głowie, zacząłem się w tym wszystkim gubić. Usiadłem na przeciwko Fatum. Nastała absolutna cisza, jedynie wiatr poruszający delikatnie liśćmi co jakiś czas ją naruszał.
Powoli zbliżał się wieczór a my nadal milczeliśmy. Księżyc był coraz lepiej widoczny na niebie, a ze wszystkich stron nadciągał mróz. Fatum położyła się i zamknęła oczy, jakby chciała zasnąć.
Wstałem i okryłem ją swoją kurtką, po czym odszedłem kawałek. Może powinien był ją zostawić, uciec, jak najdalej, tak czy siak zapomniałaby, a wszystko wyglądałoby inaczej.
Obróciłem głowę. Dziewczyna podniosła się i usiadła, patrzyła na mnie.
- Raven.. - wybąkała cicho drżącym głosem - Jest coś, o czym musisz wiedzieć.. - mruknęła nieśmiele patrząc na mnie. Podszedłem - w końcu, co dziś jeszcze mogło się stać?
- Nie wiesz tak naprawdę wielu rzeczy o mnie.. - zaczęła znowu, mierzwiąc swoje kruczoczarne włosy. Jej oczy nie wyrażały żadnych emocji, były takie nieobecne. Jakby wodziła nimi po innej krainie, szukając czegoś nierealnego.
- Nie wiem kim są Szatanioły.. ale.. ja też nie jestem zwyczajna - wyrzuciła z siebie przenosząc swoje czarne oczy na moją twarz. Nie powiedziała nic na początku, tylko wstała. Dotknęła mojego ramienia i podskoczyłem. Nie wiem czemu. Było to mimowolne.
- Widzisz? - zapytała zimnym tonem patrząc na moją twarz.
- Tak, ale co to znaczy? Podskoczyłem, czemu?
- Ponieważ mam dar perswazji. Wystarczy, że Cię dotknę lub coś powiem - a zrobisz to. Jestem w stanie przekonać Cię nawet do samobójstwa. Ponad to jestem przeznaczeniem, tym złym.. teraz już wiem czemu jestem koło Ciebie. Każdy z Nas ma u swojego boku osobę której przeznaczenie jest czarne i poplamione krwią. To, że jesteś Szataniołem.. cokolwiek to znaczy.. prawdopodobnie uczyniło, że mamy siebie.. Tylko.. co WY robicie? Skoro masz przy sobie własne fatum, musicie być straszni... - powiedziała a jej czarne oczy błysnęły. Dopiero teraz udało mi się poczuć, to co przyszło jej - zaskoczenie, ogromną dozę zaskoczenia.
- Zabijamy.. - odparłem. Dość kłamstw - było ich za dużo. Czas na szczerość. I to właśnie był jej objaw.
Brunetka prychnęła. Sama do siebie, wykonując dość nietypowy gest głową. Na jej twarzy malowało się niedowierzanie, nie mogła przyjąć do siebie informacji, że jestem bezlitosnym mordercą.
- Wiesz, że nigdy bym nie powiedziała? - dziewczyna zaczęła krążyć wokół mnie wodząc po mnie swoimi oczami.
- Morderca.. - wymruczała pod nosem, zamyślona. - A wyglądałeś doprawdy niewinnie. To czemu byłam przy Tobie było dla mnie zagadką, do dziś.. - powiedziała cicho drżącym głosem wodząc swoim palcem po mojej klatce piersiowej. Nigdy się tak nie zachowywała - zdezorientowało mnie jej zachowanie. Podniosła głowę, jej oczy spoczęły na moich. Wyglądała jakby doszukiwała się wytłumaczenia.
- Czyżbym kochała potwora, Ravenie? - zapytała ledwo słyszalnie. Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść, przed siebie, a jej wzrok znów był nieobecny.
A ja? Zamarłem. Kochała.. to słowo chyba było przeklęte. Wzbudziło we mnie tak wiele uczuć, różnych uczuć.. lęk, strach, a przy okazji ogromną dawkę euforii. Kontrastowa, emocjonalna mieszanka, tak bardzo niezdrowa i absurdalna.
Kiedy się ocknąłem z owego, myślowego transu ona spacerowała nieco dalej. Zacząłem za nią iść, nie chciałem jej zgubić. Ona jednak gdy tylko się zorientowała stanęła i powiedziała "zatrzymaj się". Te słowa sprawiły, że nie mogłem dalej iść. Perswazja?
Fatum obróciła się do mnie. Oczy miała niesamowicie smutne, z których kącików wypływały kolejne łzy.
- Przepraszam, Raven - mruknęła cicho i powoli odeszła, a ja nie mogłem nic zrobić, po za staniem i patrzeniem, jak się oddala.. odprowadzałem ją wzrokiem - do końca, aż rozmyła się wśród ciemnozielonych krzewów, które delikatnie muskał blask księżyca.


    Rozdział III


W tym rozdziale znajdują się przekleństwa. Proszę o nieczytanie jeżeli jest to kwestia przeszkadzająca.


Czarna, zakapturzona postać zwinnie pokonywała kolejne odcinki granatowego korytarza, który oświetlony był jedynie wpadającym przez szklany sufit księżycem. Cisza. Jedynie stukanie obcasów nieco psuło ten stan, jakże błogi, uspokajający. Kobieta zatrzymała się dopiero przy ogromnych, kryształowych drzwiach. Zapukała dwukrotnie. Ktoś pchnął wrota umożliwiając wejście do komnaty. Ta zaś, okryta była krwistą czerwienią. Jedynie sufit był czarny - tu już niestety nie dane było oglądać księżyc, a jedynym źródłem światła był kominek w rogu.
Kobieta podeszła do starego, garbatego mężczyzny.
- Spalmy go! - syknęła wyciągając spod płaszcza niemowlę - Zobaczysz, jeszcze przyniesie nam pecha!
Starzec wziął dziecko i spojrzał mu w oczy. Niebieskie. Czyżby?
- Myślisz, że to jeden z nich? - zapytał nieśmiele, zakładając na nos okulary.
- Mam ich dość! - wrzasnęła kobieta podchodząc do kominka. Patrzyła w ogień, odbijał się w jej zielonych oczach. Odwróciła głowę.
- Zróbmy to, unicestwijmy go! I to zanim narobi szkód! Myślałam, że to głupia legenda. A jednak - istnieją! - cały czas krzyczała, biegała po pokoju, w jej ślepiach tkwił czysty obłęd wymieszany z ogromną dozą lęku.
- Algarze, wiesz jak to się skończy, zrób z Nim co zechcesz, ale pamiętaj, oni nie potrafią być dobrzy.. nie pozwól, aby znów wrócili.. - powiedziała cicho i ponownie nałożyła na głowę kaptur. Zmierzyła go wzrokiem. Czekała na jakąś reakcje, cokolwiek.
- Ale oni wcale nie odeszli.. - powiedział cicho zdejmując kaptur, spod którego wyłoniły się długie, blond włosy i całkiem młoda twarz. Położył dziecko w kołysce. Kobieta przykryła usta dłonią, jej oczy były pełne strachu. Podszedł do rudowłosej z wrednym pół-uśmieszkiem.
- My nadal istniejemy.. - szepnął jej na ucho po czym chwycił ją za szyję pomarszczoną, starczą dłonią. Kobieta upadła na ziemię.
Wziął niemowlę w dłonie.
- A jednak, mam następce.. - syknął cicho..

W tym momencie Raven się obudził. Leżał w środku lasu, ubłocony i okryty liśćmi. Usiadł i odgarnął ręką włosy. Nie mógł złożyć tego wszystkiego w jedną, logiczną całość, wszystko było takie.. dziwne. Zewsząd dopadał go przeraźliwy chłód, toteż wstał i zaczął iść w pełni nadziei, że dzięki temu chociaż trochę cieplej mu będzie.
Jego mózg nie pracował tak jak zwykle. Nadmiar myśli spowodował jego przeciążenie, nie mógł się skupić. Wszystkie fakty dotyczące dnia poprzedniego i Fatum stały się jakieś rozmyte, nie umiał tego ułożyć. Oparł się o drzewo i wyciągnął z kieszeni papierosa. Przyłożył go do ust i odpalił. Czerwone..
Dym tańczył w okół niego. Raven wbił wzrok w ziemię. Nic mu się nie chciało. Krążąca w ciele nikotyna dawała mu błogi spokój. Spojrzał na dłoń w której dzierżył papierosa.
- [oj,poleci ostrzeżenie], od kiedy ja pale!? - zapytał sam siebie, ale nie zgasił owej trucizny. Spojrzał w niebo. Było pokryte ciemnoszarymi chmurami, czyżby miało padać?
Gdy został jedynie pet zgasił go desantem. Po chwili popiół zniknął wśród błota utworzonego przez topniejący śnieg. Rozejrzał się. Coś było nie tak. Nie czuł się już tak spokojnie, pojawiły się jakieś szelesty. Zza drzewa wyłoniła się postać o granatowych włosach. To znowu Shade.
- Ile jeszcze, co..? - mruknąłem zażenowany mierząc wzrokiem byłego Szatanioła.
- Widzę, iż nie doceniasz wagi sytuacji.. - skomentował chłopak wywracając oczami. Podszedł do mnie. Odsunąłem się.
- Trzymaj dystans, Shade - burknąłem odgarniając blond włosy do tyłu.
- Pamiętasz moje imię? - zapytał podchodząc.
- Nie mam ochotę na zabawy, nie dziś.
- Gdzie Twoja panienka, co? Uciekła od Ciebie, jak wszyscy? - zapytał wrednym tonem, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Wyczuwałem podstęp, miałem ochotę mu przywalić, ale opanowałem się. Spojrzałem na bok.
- Ty naprawdę myślisz, że kiedyś uda Ci się mnie złapać? - zapytałem w pewnym momencie, po czym spojrzałem mu w oczy. Były czerwone.
- Fajne soczewki - mruknąłem pogardliwie.
- Nie lubię się zdradzać - odpowiedział lakonicznie coraz bardziej zmniejszając dystans. Za bardzo.
Wzbiłem się w powietrze a on tuż za mną. Machałem skrzydłami coraz mocniej aby zwiększyć swoją prędkość. Kolejna pogoń..
- Nie uciekniesz, Raven! - krzyknął zły - Jesteś otoczony przez ANPI! - wrzasnął po raz kolejny, po czym złapał mnie za nogę. Nie mogłem go uwolnić z jego uścisku, nadal był silniejszy. W końcu.. był starszy. O rok, a to jednak zwiększało jego moc. W pewnym momencie poczułem, że spadam, a przed moimi oczami pojawia się czerń. Dostałem ze Slaughtera.
Ocknąłem się skuty w kilkanaście łańcuchów w jakimś białym pomieszczeniu. Jak mogłem dać się dopaść.. złość opanowywała moje ciało, zacząłem ciągać łańcuchy, próbując się wydostać.
- To na nic - do moich uszu dobiegł dziwny, męski głos, dość obcy, to nie był Shade. Przed moimi oczami stanęła postać której włosy były zupełnie czarne, a oczy zaś, kontrastowo, białe niczym śnieg. W jego rękach stała oplątana Fatum. Miała zakryte przez niego usta, była jedynie w bieliźnie.
- Skurwiel.. - syknąłem, mierząc wzrokiem przybysza. Zaśmiał się pod nosem, a jego twarz pokrył wredny półuśmiech. Spojrzałem na brunetkę. Jej oczy błagały o pomoc, widziałem, że jest bezsilna. Czyżby jej moc na niego nie działała?
- Zrób coś - szepnąłem do niej, a ona rozpłakała się. Chyba naprawdę nie była w stanie nic zdziałać. Wbiłem wzrok w ziemię i zacisnąłem pięści. Nie miałem skrzydeł - czułem to. Musiałem oberwać ze Slaughtera więcej niż raz.
- Ile byłem nieprzytomny? - zapytałem mężczyznę.
- Wystarczająco długo, byśmy mogli schwytać Twoją pannę.
Fatum pomimo ogromnego lęku coś próbowała mi przekazać. Niestety - nie rozumiałem jej. Brunetka zirytowała się i postanowiła wziąć sprawy swoje ręce. Kopnęła porywacza w kroczę, przez co się zwinął.
- Masz za swoje, sukinsynie - warknęła, zabrała mu klucz i przybiegła do mnie. Musnęła moje wargi, co zupełnie mnie zdezorientowało. Chciałem zapytać o cokolwiek, ale nie było czasu. Otworzyła kłódkę i uwolniła mnie. Mężczyzna wstał i wyjął Slaughera, ale było już za późno. Opuściliśmy białe pomieszczenie. Za drzwiami czekało na Nas kilka innych członków ANPI. Każdy z nich w ręce dzierżył Slaughera, wystarczyło, że każdy z nich trafiłby mnie, a prawdopodobnie straciłbym nieodwracalnie przytomność na jakieś 3 miesiące.
Fatum stanęła między nimi. Uniosła do góry ręce za którymi powędrowała głowa. W ręce miała swój naszyjnik - piękny, srebrny wisiorek z szmaragdowym kamieniem w środku.
- Dość! - wrzasnęła, a wisiorek powoli wypuścił z siebie kilka strumieni światła. Musnęły każdego po kolei, przez co upuścili bronie. Zostali omamieni, jakby zapomnieli jaki był ich pierwotny cel. Złapałem jeden z Slaughterów i włożyłem do kieszeni. Dziewczyna zmierzyła mnie dziwnym wzrokiem.
- To na Shade'a - sprostowałem z uśmiechem. Wybiegliśmy dalej, wzdłuż błękitnego korytarza, po czym wydostaliśmy się na zewnątrz. W okół Nas malowały się nieznane mi tereny.
- Jesteśmy we Francji - mruknęła krótko - W sumie, to w podziemiach Francji.. - sprostowała z dziwnym wyrazem twarzy. Chwyciła mnie za dłoń - to była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Pociągnęła mnie i pobiegliśmy ku światłu, które biło od szczytu krętych, żelaznych schodów w kolorze wyblakłej czerni.
Gdy dotarliśmy na samą górę, przed nami stanęły dwa zwierciadła. Jedno z nich bogato zdobione, drugie zaś zbite ze starych dech.
- Które? - zapytałem zagubiony. Nie wiedziałem co się za nimi kryje.
- Nie ważne, byleby się nie rozdzielać. Myślę, że te stare. Te nowe zapewne jest zmyłką.
- A co jeśli oni właśnie chcieli, żebyśmy tak pomyśleli?
- Marudzisz - burknęła i wciągnęła mnie w ubogie lustro.
Spadliśmy. Na środek polany.
- Auć - mruknęła masując obite przez upadek ramię. Poczuliśmy ulgę.
- Tak się bałam.. - powiedziała nieśmiele. Po chwili jednak się uśmiechnęła.
- Ale co tam, udało się!
Wstaliśmy i zaczęliśmy biec. Musieliśmy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. To raczej do takich nie należało. W każdej chwili mogło napaść na Nas ANPI, a po co nam to?


Ostatnio zmieniony przez Nivera dnia Nie 15:34, 06 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nivera
Alfa Watahy Nocy
Shinigami




Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 455
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem!
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Nie 23:39, 27 Lut 2011    Temat postu:

Rozdział IV (nic specjalnego nie jest w nim, ale zapraszam do czytania xD)

Szliśmy. Wreszcie trafiliśmy na jakąś cywilizację. Miałem po dziurki w nosie pola, krowie placki i błoto. Doprawdy.
Przez całą wędrówkę panowała dziwna cisza. Co jakiś czas pojawiał się jakiś temat, ale szybko gasł. Panowało jakby obustronne speszenie. Dopiero gdy ujrzeliśmy domy Fatum postanowiła znów coś powiedzieć.
- Wiesz co, Raven? - mruknęła cicho patrząc przed siebie. Nie postanowiła przenieść wzroku na mnie - patrzała w niebo, wyraźnie było widać, że nad czymś myślała.
- Ten gościu, którego kopnęłam.. - zaczęła cicho i niepewnie przenosząc wzrok na mnie - Kim on był?
- To był członek ANPI - odparłem lakonicznie. Nie chciałem mieszać ją do tych wszystkich spraw.
- Oni mogą również Ci zagrażać. Jednak głownie polują na Nas, Szataniołów - mruknąłem po chwili.
Staliśmy przed wejściem do jakiegoś miasta. Zlustrowałem otoczenie. Coś było nie tak.
- ANPI? - powtórzyła po mnie przechylając głowę.
- Nieistotne. Nie przejmuj się - odparłem oglądając się - Powoli zatracisz się w tym wszystkim, w tej chorej mieszance równie chorych ludzi, psychicznie - dodałem i podszedłem do bramy. Podniosłem wzrok ku górze, czytając napis z tabliczki. Niestety - nie był dla mnie zrozumiały.
- Jesteś pewna, że to Francja? - zapytałem wskazując na szyld wiszący na drewnianym łuku. Dziewczyna swoimi zdziwionymi oczami powędrowała ku mojemu punktowi zainteresowania.
- O cholera - wyszeptała łapiąc się za głowę. Zaczęła się rozglądać.
- Fatum? - zapytałem zdezorientowany. Coś mi nie pasowało.
- Wiesz.. ja wiem co tam pisze.. - odparła, a jej twarz pobladła. Sam zacząłem się bać. Niewiedza doprowadzała mnie do szału.
- My.. my jesteśmy w innym wymiarze - powiedziała cicho, jakby przez ściśnięte gardło, zestresowana. Jej paznokcie delikatnie przesuwały się po szwie spodni. Jej oczy lekko załzawiły się.
- Co zrobisz, jeżeli trafiliśmy do świata zmarłych? - zapytała drżącym głosem - Co.. jeżeli my nie żyjemy?
Zamarłem. Ale nie dlatego, że bałem się śmierci. Patrząc na jej twarz uświadomiłem sobie, jak bardzo zabolał ją fakt, że nie mogła pożegnać się z ojcem, a ja na dodatek ją w to wpakowałem. Miałem ogromne wyrzuty sumienia, gryzły mnie od środka, szarpały za flaki, czułem się podle.
- Coś zaradzimy. Musimy. Prawdopodobnie nie ma sytuacji bez wyjścia, a przynajmniej, wierzmy w to - mruknąłem cicho. Może powinienem ją przytulić? Dodać jej otuchy? Ale nie umiałem. Nie potrafiłem przełamać blokady która była we mnie. Tej nieprzekraczalnej granicy bliskości, dystansu do ludzi. Wżarł mi się w skórę, w mózg, w serce, czyniąc mnie zimnym potworem, bezuczuciowym, który tak cholernie rani.
- Nie ma co stać w miejscu.. - powoli zacząłem z wzrokiem wszytym w ziemie, nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy, czułem się winny, bałem się tego widoku.
- Chodźmy. Musimy jak najszybciej wydostać się z tej sytuacji...
- A co jeśli się nie da? - zapytała nadal stojąc w miejscu - Co, jeśli straciliśmy wszystko co dotychczas mieliśmy, zniknęliśmy, umarliśmy, nie ma nas i zostaliśmy z niczym? - zapytała a jej oczy napłynęły łzami.
- Nie miałem co tracić, jedyną cenną rzeczą jesteś dla mnie Ty, a jak widać, na razie nie udało się nas rozdzielić - wyrzuciłem z siebie, nareszcie. Ulżyło mi - wcześniej nie mogłem się przekonać do tego wyznania. Po chwili jednak ulgę zastąpiło jednak inne uczucie, poczułem niesamowicie bolesne ukłucie w głowie i upadłem na kolana. Czerń. Pojawiła się przed moimi oczami, straciłem przytomność.
Moje ocknięcie zapoczątkował ogromny haust powietrza. Świat rozmazywał się nadal, jedyne co udało mi się ustalić to to, że już nie byliśmy tam gdzie wcześniej. Mdliło mnie, czułem się fatalnie, a głowa nadal dawała się we znaki.
- Fatum.. - wyszeptałem szukając jej wzrokiem, wszystko się kręciło, wirowało. Po pewnym czasie zacząłem widzieć lepiej. Może była to kwestia przyzwyczajenia oczu do wiszącej na suficie, dość mocnej żarówki?
- Fatum - powiedziałem głośniej, wodziłem wzroku po pomieszczeniu. Okno, otwarte na oścież, granatowa firanka tańczyła z wiatrem. Rozgwieżdżone niebo. Ile byłem nieprzytomny?
Usłyszałem kroki. Coraz głośniejsze - coś zmierzało ku mnie.
- Witaj - rzekła kobieta, z zimnym wyrazem twarzy. Włosy jej stroszyły się niczym porażone prądem, a ich odcień od razu kojarzył się z marchewką. Wyraz jej twarzy wykazywał ogromną pogardę do mojej osoby, jakby właśnie miała splunąć przeklinając moje imię.
- Jestem Nevira. Należę do ANPI - powiedziała oschle, podchodząc do fotela w kolorze firanki. Uniosła czarną, wiktoriańską spódnicę i usiadła, cicho odchrząkując.
- Nie jesteś tu bez powodu - mruknęła - Szatanioł.. doprawdy współczuję Ci, że musisz być tak okropną istotą - zaczęła patrząc w okno. Po chwili jednak zwróciła swoje szare, jakby pozbawione szczęścia oczy na mnie.
- Mnie tam bycie Szataniołem nie przeszkadza - odparłem nieco zirytowany tą całą sytuacją. Chciałem wstać, ale nie mogłem. Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że jestem przypięty wieloma skórzanymi paskami i metalowymi łańcuchami do podłoża. Przestawało mi się to podobać - Gdzie Fatum?!
- Ciii... spokojnie, wszystko w swoim czasie - uciszyła mnie ze stoickim spokojem, przykładając palca do ust, które po chwili wywinęły się w czymś, co miało przypominać uśmiech.
- Co gdybym Ci powiedziała, że nie żyje? - zapytała mierząc mnie wzrokiem, obserwowała emocje malujące się na mojej twarzy, czułem podstęp, jakby chciała mnie sprawdzić, wystawić na próbę moją psychikę. Pierwotnie przeraziłem się tym, ale nie chciałem po sobie tego pokazać. Nie mogłem. To byłby koniec - w końcu jestem Szataniołem, nie powinienem ukazywać słabości, od tego zależą losy innych przedstawicieli tej rasy. W końcu.. mamy uchodzić za oziębłe, bezuczuciowe istoty.. chociaż.. rzeczywistość jest zupełnie inna..
Nie wiedziałem jak zareagować na zagrywkę Neviry, o ile w ogóle było to jakąś formą blefu. Sama myśl, że mogłaby mówić prawdę powodowała u mnie ciarki.
- Niechaj zgadnę. Nie przejąłbym się? - skłamałem, po czym uśmiechnąłem się wrednie. Postanowiłem oszukiwać ile wlezie - niechaj i ona zabłądzi.
Kobieta nieco zdezorientowała się, ale prawie natychmiast to ukryła.
- Interesujące.. wydawało mi się, że coś Was łączy. Te dopytywanie, szukanie jej wzrokiem.. najwyraźniej się.. myliłam? - ostatnie słowo powiedziała nieco przez śmiech, jakby wątpiła w taką możliwość. Po chwili jednak spoważniała.
- Zabiłabym Cię - powiedziała stanowczo podnosząc się - Ale najpierw muszę wydusić z Ciebie pewne informacje.
- Nic nie wydusisz - rzuciłem wywracając oczami. Nic nie powiem. Będę milczeć, chociażby mnie torturowali.
- Skoro tak.. - syknęła i pstryknęła palcami. Do pomieszczenia wparował starszy mężczyzna, łysy i całkowicie pokryty w zmarszczkach.
- Planuje milczeć? - zapytał, na co dostał krótką odpowiedź kobiety w postaci kiwnięcia głową. Uśmiechnął się, jakby właśnie na to czekał. Stanął przede mną i wyjął z kieszeni kwiaty ruty. Na początku nie wiedziałem o co chodzi. Przybliżył jeden z kwiatuszków - jakże malutkich do mojej twarzy. Położył go na czole, przy czym od razu poczułem przeszywający ból. Punktowy, przy czym strasznie piekło. Zacząłem krzyczeć, był przerażający, wyżerało mi skórę, to było coś potwornego.
- To jak? Może jednak zmienisz zdanie? - powiedział pytającym tonem bawiąc się kolejnym, żółtym kwiatem. Ja zaś byłem tak obolały, że nie byłem w stanie nic powiedzieć. Kobieta wzięła sakiewkę od starca, który zaś po tym wyszedł.
- Jesteśmy sami.. jak powiesz mi, mogę postarać się o mniej bolesną śmierć dla Ciebie.. jeżeli jednak nie zdecydujesz się na współpracę, worki tych kwiatków czekają - syknęła rozkruszając kwiatka po mojej twarzy. Poczułem jak w kilku punktach moja skóra pali się, niczym przyłożona do rozgrzanego metalu.
- A o co dokładnie chcesz zapytać? - wykrztusiłem przez zaciśnięte zęby, nie miałem zamiaru jej odpowiedzieć, chciałem zwyczajnie dowiedzieć się, jakich informacji ANPI nie posiada.
- Ilu Was jest?
- Nie wiem. Szatanioły to samotniki, raczej nie urządzamy sobie imprezowych zlotów czy spotkań. Każdy ma swoje sprawy i ludzi do zabicia, trzymamy się od siebie z dala, aby ANPI nie napadło na wszystkich na raz. Ogółem jedyny którego znałem za życia to Shade.. pieprzony zdrajca - syknąłem patrząc w oczy kobiecie.
- Jak się rozmnażacie? - zapytała, po czym wyjęła mały notes, w którym zaczęła notować nabyte informacje.
Nie odpowiedziałem nic.
- Pytałam się - upomniała, powoli otwierając sakiewkę.
- Nie wiem! - warknąłem wściekły, czerwony z nerwów i bólu. Kobieta skrzywiła się i po raz kolejny posypała mi twarz kwiatami ruty.
Huk. Dobiegł z niewidocznej mi strony. Rudowłosa zwróciła wzrok ku drzwiom.
- Komu się nudzi!? - wrzasnęła wyraźnie zła. Po wyrazie jej twarzy widać było, że nie jest zwolenniczką przysłowiowego 'zawracania tyłka'. Wstała i podeszła do drzwi, które delikatnie pchnęła. Nie widziałem tego - byłem do drzwi ułożony głową. Usłyszałem, że coś gruchnęło o ziemię. Zaniepokoiło mnie to. Coś zaczęło iść w moją stronę - kroki były głośniejsze, na pewno nie była to Nevira. Moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna o pomarańczowych włosach którego ramiona.. zwyczajnie płonęły. Pierwszy raz widziałem taką istotę.
- Kim jesteś? - zapytałem nieco zlęknionym głosem.
- Nie martw się, nie jestem członkiem ANPI - zaczął rozkuwając łańcuchy i przecinając skórzane paski. O dziwo nie czułem od niego znacznego ciepła, jakby owe płomienie pełniły tylko funkcję wizualną.
- Jestem Hidoi - przedstawił się, po czym odchrząknął. Pomógł mi wstać.
- Musimy iść, niedługo zorientują się, że coś jest nie tak - rzucił rozglądając się w około.
- Najpierw znajdźmy Fatum - powiedziałem stanowczo, nie chciałem się ruszać bez niej.
- Głupcze, po kiego Ci takie nieszczęście koło siebie? Nawet nie wiesz czy żyje. A ty, jeżeli natychmiast nie opuścisz ze mną budynku, możesz do niej dołączyć. Razem ze mną.
- Po co ryzykujesz własnym życiem? - zapytałem mierząc go od stóp do głów. To wszystko wydawało mi się jakieś podejrzane. Przestawało mnie to wszystko bawić, zwłaszcza, że nie wiedziałem, co jest z Fatum.
- Dowiesz się w swoim czasie - powiedział i pociągnął mnie, po czym zaczął biec. Nie miałem siły się opierać, musiałem podążać za nim pomimo ogromnego niezadowolenia.
Jeszcze po Ciebie wrócę, Fatum.


Ostatnio zmieniony przez Nivera dnia Nie 23:39, 27 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arise
Dorastający; Wataha Wody



Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiesz?
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Pon 12:29, 28 Lut 2011    Temat postu:

Fajnie się czyta, pomysł z tymi szataniołami jest fajowy, jak zaczęłam czytać to się zastanawiałam dlaczego sama na to nie wpadłam XD

Ty się nie szczypiesz z opisami tylko walisz od razu akcję Wide grin
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nivera
Alfa Watahy Nocy
Shinigami




Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 455
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem!
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Pon 16:55, 28 Lut 2011    Temat postu:

Bo kiedyś pisałam kilometrowe opisy i mówili, że za mało akcji. xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nivera
Alfa Watahy Nocy
Shinigami




Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 455
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem!
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Śro 18:04, 09 Mar 2011    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Ostatnio zmieniony przez Nivera dnia Śro 18:04, 09 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Liva
Dorosły z Watahy Wody



Dołączył: 19 Lut 2011
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: mam to wiedzieć?
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Sob 17:07, 14 Sty 2012    Temat postu:

Super pomysł, super akcje, itd. xD masz jeszcze większy talent niż ja xDD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aisha
Wojownik z Watahy Nocy



Dołączył: 02 Lut 2011
Posty: 317
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z tajemniczego lasu...
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Wto 17:05, 17 Sty 2012    Temat postu:

Wow, Niv Wide grin Świetne te opowiadania Wink (1)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.watahawilkow.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin