Forum www.watahawilkow.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wędrówki Samotnika

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.watahawilkow.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Liva
Dorosły z Watahy Wody



Dołączył: 19 Lut 2011
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: mam to wiedzieć?
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Sob 11:19, 26 Lut 2011    Temat postu: Wędrówki Samotnika

Oto I rozdział moich obiecanych, jak i na zawsze tu obecnych "Wędrówek Samotnika" Wink (1)

To się stało już wtedy, gdy miałam dopiero 12 lat. Chodziłam wtedy do 6 klasy i miałam dużo przyjaciół, którzy byli w moim wieku. Lubiłam się z nimi spotykać po lekcjach, a o pracach domowych myślałam dopiero w domu. Nie pamiętam już, ile razy byłam bita za spóźnianie się do domu, ale i tak nie robiło to na mnie większego wrażenia, pomimo tego, że ciosy były bardzo mocne. Można się przyzwyczaić. Przyjaciółki pytały mnie, dlaczego pozwalam się im tak bezpodstawnie bić, nawet, jeżeli spóźniłam się do domu tylko 17 minut? Tłumaczyłam im, że jestem odporna na takie zadawane obrażenia, właściwie tego tak nawet nie można nazwać, bo metody były nieziemskie, ale moje ciało przyzwyczaiło się do tego bólu, jaki odczuwam niemal przez cały czas, i uodpornił się. Nie bolą mnie ciosy w brzuch, ani w plecy, a także bezsilne są zadawane w twarz. Niejeden raz dostawałam z liścia, pamiętam, że kiedy dostałam go po raz pierwszy, czułam strasznie piekący ból, a teraz już nic nie czuję. Przez 3 lata, przez które to znosiłam, dla mnie i mojego ciała, zupełną normalnością są te uderzenia, które coś znaczą tylko dla starych.

Wypad z domu

Pewnego, słonecznego dnia, nastał mnie z samego rana poniedziałek. Jak zwykle, musiałam wstać już o godzinie 6, i uszykować się do szkoły, podczas, gdy moi starzy jeszcze śpią. Jak zwykle ukrywałam przed nimi prawdę, bo gdyby choć trochę wyszło na jaw, podejrzewam, że matka wyszłaby z tasakiem w ręku, i skierowała w moją stronę. Więc milczę jak grób. Rano niczego nie jem, niestety muszę dbać o linię, a poza tym, kiedy w lodówce są rano ubytki, wtedy stara to zauważa, i pasem po plecach. Parę minut później włączam laptopa, i patrzę, co tam nowego w Internecie, a konkretnie na nk. Kiedy już zobaczę, co się święci, ubieram się w przyzwoite rzeczy i wychodzę. Jak najdalej na określoną odległość, na parę godzin.

Lekcja matematyki. Pani Tulska mówi coś do całej klasy, z czego ja słyszę tylko bełkot, a właściwie nic, czasami, gdy przestaję bawić się moimi marzeniami i myślami, to właśnie słyszę, gdy skupiam słuch na czymś zupełnie innym.
-Lidia! Do odpowiedzi!- To właśnie usłyszałam, kolejny raz odbiegając od tematu bełkotu pani Tulskiej. Nie no, dlaczego kurde właśnie ja! W najbardziej odpowiednim momencie. Jak zwykle zresztą. Niechętnie, co jest chyba najnormalniejszą rzeczą w życiu, poczłapałam się przed siebie, skręcając w lewo, aż do pani Tulskiej.
-Jeżeli mamy skrócony ułamek 4/8: 2, to po dodaniu około 5/18 długości naszej klasy, jaki będzie wynik?
-Jakieś 23/15, tak? Dobrze?- Nieuważnie słuchając pytania, podałam pewnie złą odpowiedź, mając i pokładając wszystkie nadzieje, że moja odpowiedź będzie dobra.
-Tak, dobra, jeżeli prawdą jest to, że nasza rozkojarzona Lidia poleci na skrzydłach. Taka jest odpowiedź.
-Ja ci za chwilę mogę polecieć…- Po znalezieniu wygodnej pozycji na swoim krześle, wymamrotałam z niechęcią, z zupełną normalnością. Taka jestem na lekcjach. Ułamek sekundy potem zadzwonił dzwonek. Wybawienie.
-Lidka, czemu byłaś taka rozkojarzona?! Przecież Tulska zadaje nam pytania na poziomie 3 klasy! Jakim cudem nie wiedziałaś?!
-Beata, daj spokój, ja tak zawsze… Ja nie mogę. Przerwa trwa dopiero mniej, niż jedną minutę!
Nagle, dał się usłyszeć z głośników, całkiem znany głos, który najprawdopodobniej należał do dyrektora:
-Przerwa skrócona ze względu na bardzo ważne powody.
- A można wiedzieć, jaki to powód?!- Ze złością odgryzłam się do głośnika, który tego nie usłyszał.
- Joa, co mamy teraz? Historię, czy przyrodę?
-Teraz mamy język polski. Halo, dzisiaj tego nie mamy. Dopiero jutro.
-Ale ja jestem angielką!
-Ale język polski znasz.
-Witam, drodzy kochani,
-I niekochani- Przerwałam nagle powitanie nauczycielki, bo byłam w strasznie kiepskim humorze. W klasie pani oświadczyła, że chce jej się trochę posłuchać naszych wypracowań na temat naszej ortografii.
-Lidio, mam ochotę przeczytać najpierw twoje wypracowanie.
-Mi też się dużo rzeczy chce…- Burknęłam sama do siebie. Dobra, czas na tajną broń- wersję demo.
-Opowiadaj.
-Nasz klasa jest niezwykle utalentowana, bo wymyśla słowa już wymyślone, częściowo zmieniając jej pismo. Tego nawet przeczytać nie można, bo nikt nie powiedział, jak mamy to czytać. Tylko ja jestem wyjątkiem, który nie jest tak niepotrzebnie kreatywny, jak nasza cała klasa.
-Tak, i co dalej?
-To jest wersja demo. Jeżeli pani chce posłuchać całego wypracowania, proszę wstawić mi 5.
-W takim razie dostajesz 2+.
-Ale, dlaczego?!
-Bo to jest wersja demo oceny. Jeżeli chcesz piątkę, przeczytaj całe wypracowanie.
Z niechęcią powiedziałam całe wypracowanie wkute na pamięć, ale opłaciło się. Dostałam 5. Ale z pewnością moja stara nie doceni tego wysiłku. Zdążyłam się do tej kwestii przyzwyczaić.

W domu jak zwykle nie pochwaliłam się ocenami, bo jak zwykle, zostanę zbita, że cokolwiek powiedziałam coś o swoich ocenach. Starych nic to nie obchodzi. Lepiej jest, gdy zamknę się w swoim pokoju, i zabiorę się do roboty. Odrabianie zadań domowych.
-Lidia! Czemu nie otwierasz?!- Udało mi się usłyszeć wrzask matki. Wpuściłam ją, a wtedy zaczęła pakować moje rzeczy, wszystkie rzeczy, w plastikową siatkę.
-Eee…, Co robisz z moimi rzeczami?
-Ty głupku niedorozwinięty! Nie powiedział ci, że robisz wypad z domu? Zaraz przyniosę pas ojca, i nim zapamiętasz to do końca życia!- Fakt, pas ojca bardzo bolał, ale zależy, gdzie stara nim trafiła. Tego już naprawdę miałam dosyć. Kiedy w drzwiach stanęła pijana matka, rozdarłam się na całego…
-DOŚĆ! Już dość mam tego! Zostaw ten pas! Tak mnie by nie traktował nawet zdenerwowany rodzic! Nie chcę być tak dalej traktowana! Dajcie mi żyć, jak w normalnej rodzinie, chociaż już ten dom psychopatów już nigdy nie będzie rodziną!- Oj, chyba przesadziłam. No, ale ile razy dziennie można być bitym i dostawać plaskacze?! Kiedy spoglądałam na moją plastikową siatkę i wszystkie rzeczy w niej włożone, moim oczom ukazał się szokowy widok. Stara, rozzłoszczona, idzie w moim kierunku z tasakiem!
-No, albo won, albo to! Co wybierasz?
-Dobraaaaa…. Juużżż sięęęę… eeee… wynoszszszę… tyyylkoooo ssssspakujęęęę swojee rzeeczyczyy…- Powiedziałam, a właściwie wygęgałam, mając na myśli swoje książki i jedzenie. Stara o tym wiedziała. Kiedy skończyłam pakować również swoje pieniądze, matka, jak i ojciec kopnęli mnie w miejsce, które najbardziej odleciało do przodu, i całkowicie specjalnie znalazło się tuż przy furtce.
-I nie wracaj do nas, bo strasznie pożałujesz!
Ja, mając straszną minę, prawie zapłakaną, poszłam odwiedzić Beatę, moją najlepszą przyjaciółkę, na wieki wieków.
-Jezu! Lidka! Jak ty wyglądasz?!
-Dużo by tu opowiadać…, Ale nie opowiem. Zadedykuję ci tylko to zdarzenie tylko jednym zdaniem.
-No, mów!
-Starzy wykopali mnie z domu!- Wtedy się rozpłakałam. Jak można aż tak bezczelnie wyrzucić mnie z domu?!
-Strasznie żal mi ciebie. Mam pomysł. Jako, że moi starzy mają dwa domy…
-I, o czym wiem…
-To, jeżeli chcesz oczywiście… będziesz mieszkać u mnie! Co ty na to?
-A, co mam?- Wtedy rzuciłam się Beacie na szyję. Ona zawsze rozwiązywała ze mną każde problemy, i za to cenię ją najbardziej. Teraz, już bez problemu, znalazłam dom, znalazłam szczęście…


Ostatnio zmieniony przez Liva dnia Śro 18:37, 30 Mar 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Juergen
Alfa Watahy Ognia



Dołączył: 19 Lut 2011
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Wilk

PostWysłany: Wto 12:40, 29 Mar 2011    Temat postu:

Ogółem całkiem nieźle, idziesz w dobrą stronę, im więcej będziesz pisać tym będziesz się wprawiać Happy

Na razie jest kilka powtórzeń, jakieś niedopasowane przecinki. Ekspertem nie jestem, ale widzę, że są postępy. Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Liva
Dorosły z Watahy Wody



Dołączył: 19 Lut 2011
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: mam to wiedzieć?
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Wto 12:42, 29 Mar 2011    Temat postu:

Pewnie, na pewno są lepsze od poprzednich moich opowiadań Happy. Cieszę się, że Ci się podobają Wink (1)

A oto II rozdział Happy

Wielki Pożar

Jeszcze raz, ci Bea dzięki- Uśmiechnęłam się, w ramach podziękowania za nowy dom.
-Ty! Lidia! Spójrz tylko, która godzina! My sobie tu gadu-gadu, a tutaj jest godzina 17:00!
-Godzina kolacji?
-No, oczywiście!
-Łał, u ciebie to fajnie jest…
-Ej, no weź, nigdy kolacji nie jadłaś?!
-Nie. Niestety jadłam tylko śniadanie.
-To, dlatego jesteś taka chuda…
-Nie, nie, Beata, weź nie rób ze mnie anorektyczki, i nie próbuj mnie utuczyć, dobrze?
-Ale ty jesteś taka chuda, zupełnie jak anorektyczka! Ja już spróbuję się postarać żebyś przytyła!
-Beata…
-Nie, no, co ty, to tylko żarcik. Wiesz, że lubię żartować…
-Tak, niestety. Wiem o tym doskonale. No, to skoro je się u ciebie także kolację, to coś zjemy?
-O, tak. Wedle życzenia.
Kiedy już zaszłyśmy do kuchni i do urządzenia, które zwane jest „lodówką”, od razu wzięłam żółty ser i margarynę, prawie zapominając o ketchupie. Jestem maniaczką żółtego sera, tak jak matka i ojciec, ale to wyższa szkoła wspomnień. Było, minęło. Żyjemy tylko chwilą. Zadowólmy się nią, nie wracając do przeszłości. Moim zdaniem- strata czasu.
-Halo, Lidka! A chleb?- Otumaniona myślą o wspomnieniach, zapomniałam wyciągnąć sobie z chlebaka pięknego, przypieczonego chleba. Kiedy wzięłam go już w umyte wcześniej ręce, zaczęłam go kroić, ale gdy skończyłam kroić 4 skibkę, ucięłam się nożem aż do kości. Na początku nic nie czułam, ale po chwili we znaki wdał się piekący ból.
-Matko Boska! Lidka! Nic ci nie jest?
-Nie, nic-Powiedziałam, próbując tamować rzucający się we znaki dziwny sposób mówienia, spowodowany przez pieczenie palca. Beata najwyraźniej nie rozróżniła mojego głosu. I dobrze. Oblizałam palec, i powróciłam do normalnej kolei rzeczy. Wstawiłam wodę. Krew nadal ciekła mi z palca.
-Przestaniesz wreszcie lecieć?!- Ze złością zwróciłam się do niewinnego palca nasączonego krwią, bez przerwy jeszcze ją wypluwającą. Z pośpiechem zjadłam kolację z Beatą, po czym postanowiłam oszczędzać siły do szkoły, na jutro. A właściwie na poniedziałek, bo jutro jest sobota! Ja jestem strasznie roztargniona. Na pewno dobrą decyzją, jak i Beaty jest ta, że pójdziemy spać.

O godzinie, gdzieś tak o 2:00, obudził mnie smród. Wyszłam z pokoju, i zaczęłam stąpać po schodach. Smród zrobił się jeszcze większy, a po chwili ukazał się moim oczom dym. Przeraziłam się, i od razu pognałam z powrotem, żeby obudzić Beatę
.-Beata! Beata! Obudź się!- Krzyczałam i szarpałam ją na wszystkie strony, ale bez efektu. Musiała się nawdychać dymu. Chwyciłam komórkę i zadzwoniłam pod numer alarmowy.

Opowiedziałam im o zaistniałej sytuacji, po czym się rozłączyłam. Błyskawicznie spakowałam wszystko, co było moje, po czym otworzyłam okno w jej pokoju i przywiesiłam do tego linkę holowniczą. Zjechałam po niej, a po chwili już nie było po mnie śladu. Wyruszyłam. W pogoni za przygodą, którą tak bardzo chciałam przeżyć będąc całkiem sama. Naprawdę.


Ostatnio zmieniony przez Liva dnia Śro 18:38, 30 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eve
Szczeniak: Samotnik



Dołączył: 07 Mar 2011
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:40, 29 Mar 2011    Temat postu:

Fajne, jak jakiś blog prawie, albo pamiętnik Wide grin Super sie to czyta, czekam na więcej Wide grin
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Liva
Dorosły z Watahy Wody



Dołączył: 19 Lut 2011
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: mam to wiedzieć?
Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Śro 18:36, 30 Mar 2011    Temat postu:

Dobra, a teraz upragniona "Wędrówka do Karryheil" Wide grin

Wędrówka do Karryheil

Kiedy już na miejscu pożaru nie było po mnie niczego, mogłam spokojnie, wolnym krokiem zmierzać ku światu. Najpierw wyszłam z mojej dzielnicy. Wydobycie się z niej nie było łatwe. Ludzie sprawdzali, czy mam dowód osobisty, prawo jazdy, czy jestem dorosła. To byłoby jak ślepa uliczka, bo, jeżeli cię przyłapią, to od razu przekazują cię w ręce policji, i, to już zależy od tego, czy jesteś dzieckiem, czy nie. Jeżeli tak, to zaprowadzają cię na komisariat i przesłuchują, a potem oddają w ręce rodziny. Jeżeli jesteś dorosłym, to wprowadzają cię do celi, na parę tygodni. Dzięki Bogu, znalazłam jakiś dowód osobisty. Prawo jazdy nie jest obowiązkowe, bo nie każdego stać na samochód, i większość naszej dzielnicy jeździ na rowerach. Kto by teraz o jakimś, wypasionym samochodzie mówił... Wzięłam ten dowód i włożyłam do kieszeni, żeby go później wyciągnąć, rzecz jasna. Byłam całkiem wysoka, więc problemu chyba nie będzie...
-Jak się nazywasz?!
-Eee.. Jullia Dranke.
-Ile masz lat?
-Hm... 23.- Na podstawie dowodu osobistego odpowiadałam na pytania.
-Daj mi dowód osobisty.
Dałam, a gdy potężny człowiek mi go sprawdził, oddał z powrotem i rzekł:
-Strasznie się zmieniłaś, Julio.
-Tak, wiem. Przeszłam metamorfozę. Operację plastyczną miałam niedawno, ale już blizn nawet nie widać.
-Czy masz prawo jazdy?
-Oczywiście, że nie. Mnie nie stać na wyrobienie tablic rejestracyjnych, a co dopiero na samochód!
-No, dobrze. Puszczam cię wolno.
Tak! Tak! Udało się! Nareszcie wolna. Mogłam spokojnie przejść na drugą stronę świata. No, dobra, na drugi kraniec Polski. Ale teraz już nikt mnie nie zobaczy, a przynajmniej ci, którzy widzieli, jak zrobiłam z siebie pośmiewisko... Musiałam przerwać rozmyślania, bo dzielnica jest absolutnie bezpieczna, ale poza nią...
-Co ty tu robisz, mała? Czy nie powinnaś być w tej swojej pięknej dzielnicy?!
-A co? Was stąd też wywali za nieodpowiednie zachowanie? Witaj w klubie!- Postanowiłam nie wychodzić z tej zaczepki poturbowana, więc po prostu się odgryzłam, ale z ofertą dla nich.
-Nooo, fajnie... Chcesz do nas dołączyć?
-Nie, dzięki, ale mam coś jeszcze do roboty. Muszę skopać babę, która od początku truła mi życie...- Oczywiście nie zrobiłabym tego nigdy w życiu, ale tak na odczepkę...
-Aha, no to spoko. Nara!
-Siemano! Uff, nareszcie sobie poszli...
Dobrze, że zabrałam ze sobą całe moje pieniądze, zbierane przez całe życie. Było to 15 PLN, nazywane przeze mnie skarbem. Kiedy wyszłam z miasta, zaczęło robić się ciemno. Jak dotąd szare, ponure ulice stały się jeszcze mroczniejsze, niż się w rzeczywistości wydawały. Niektóre lampy były przepalone, niektóre zbite, a inne po prostu- sobie były. Prawie nic nie widziałam, bo nie dość, że zaczął padać deszcz, to jeszcze 2/3 lamp były zepsute. W ciągu paru godzinnej wędrówki, z przystankami oczywiście, zaczęłam robić się głodna. Dobrze, że najbliższy sklep jest tuż przede mną. Wstąpiłam do niego, a wtedy zobaczyłam ściany, bez końca chyba... Tak duży był tutaj wybór.
-Witaj, co chciałabyś kupić?- Nagle usłyszałam głos młodej, przystojnej sprzedawczyni. Głos jej był częściowo obtulony troską, głosem zapytania.
-Ja? ja chciałabym... Kupić coś do jedzenia, jak i do picia...- Odpowiedziałam trochę zakłopotana, nieustannie patrząc w te i wew te, na ściany.
-No, dobrze. W takim razie zapraszam cię do tych dwóch półek. Tutaj znajdziesz wszystko do przekąszenia, a także będziesz mogła się napić.- Kobieta chciała mnie tam prowadzić. Popychała mnie ręką. Co ja jestem? Dzieckiem jakimś?! No? Co jestem? Co jestem?! Miałam wielką ochotę odepchnąć tą rękę, i powiedzieć, że traktuje mnie jak dziecko, i pewnie zaraz bym to zrobiła, gdyby nie to, że natychmiast mnie przestała pchać, oraz pozwoliła mi iść tam sama, wracając za ladę. Wzięłam potrzebne mi rzeczy, czyli 3 chleby tostowe, margarynę, oraz 5l wody. Udałam się wprost do kasy. Kobieta policzyła mi wszystko, po czym rzekła do mnie:
-Hm... To wszystko będzie cię kosztowało 38 PLN.- Na końcu, na jej ustach ukazał się szeroki, pełny troski, miły uśmiech. Ze smutkiem wyszeptałam, że mam tylko 15 zł.
-Ojej, masz tego bardzo mało, gdybym mogła, to bym ci to dała za darmo, ale szef wymaga, żeby cena wynosiła minium cenę najtańszego produktu, czyli w tym wypadku, po prostu, złotówkę.- Powiedziała, tym samym tonem, co mówiła wcześniej. Strasznie się ucieszyłam... Ona jest taka dobra! Z wielką radością pożegnałam się, po czym wybiegłam ze sklepu. Kiedy ostatni raz spojrzałam w szybę sklepu, ona wciąż się uśmiechała do mnie, jednocześnie stojąc nad kasą, majstrując przy niej. W mojej wędrówce, te chwile w tym sklepie, były, i chyba będą najmilsze, z jakimi dotychczas obcowałam.


Zrobiło się już totalnie ciemno, a zewsząd, było widać tylko czubki swojego nosa, i przy łasce lamp- drogę. Szłam akurat przez chodnik, który nie był oświetlony, więc łatwo mogłam wyjść na ulicę i zostać przejechana przez jakiś cztero-kołowy pojazd. Słuch miałam prawie jak u psa, więc mogłam rozróżnić, czy jestem na ulicy, bo samochód może nadjeżdżać, z paru metrów, albo parunastu. Tak, zbliżałam się do niej, bo usłyszałam nadjeżdżający samochód, a po paru sekundach- jego muśnięcie. Jednak nic takiego się nie stało, cały czas stałam na nogach, no, może na pół sekundy się zachwiałam, ale to bliska przeszłość, a nawet do bliskich nie należy wracać, tych, którzy wygonili cię z domu, jak i tych, którzy mogli zrobić ci krzywdę. Jak zwykle bawiłam się swoimi myślami, to wrodzone. Myślałam o tym, co by było, gdybym... Nie uciekła z domu? Zakończyłabym tą wędrówkę po korytarzach smutku i cierpienia, ale sam ból i cierpienia zadawałoby odejście od tego wszystkiego... Myślałam w duchu: Dlaczego Bóg skazał mnie na taki los? Dlaczego? No czemu do jasnej... Nie. Tego nie wolno mi powiedzieć nigdy w życiu. Nie wiem, dlaczego, ale coś mi się przypomina, że jako małe dziecko, dałam sobie takie wyzwanie: Nigdy w życiu nie przeklnę, choćby nie wiem, co by się miało dziać. To jest właśnie ten kluczowy, najcięższy moment, ale muszę być silna, a wtedy wytrwam we wszystkim.
Kiedy powoli oddalałam się z miejsca, z którego zauważyłam ostatni dom, nastała zupełna cisza. Już nikt nie usłyszał ostatniego odgłosu ptaka, a przynajmniej ja. Przy zwykłym kroku , na chodniku poczułam przeszywający ból, ale nie był to ból, który odpuszcza po chwili, to cierpienie, przy nadepnięciu najprawdopodobniej na strzykawkę, przebita stopa będzie zraniona, i raczej nie zagoi się tak szybko bez pomocy, no, bo na kogo ma liczyć dziewczyna, skoro sama ma kłopoty, przy czym wtajemniczać w jej problemy innych? Dla mnie były to ciernie, przebijające moje nerwy. To od nich teraz mogłam poczuć nie tylko straszny ból w stopie, ale także wszystkie inne cierpienia, które bolały tak samo jak to...


Halo! Dziewczyno! Obudź się!- Usłyszałam bardzo głośmy dźwięk wydobywający się nad moim prawym uchem. Otworzyłam oczy, a wtedy zobaczyłam starszą kobietę, ale nie w tak podeszłym wieku. Mogła mieć, bo ja wiem, 45 lat?
-Powiedz mi chociaż, jak się nazywasz...- Kobieta powoli zaczynała tracić cierpliwość.
-Ja jestem Lidia.
-Nazwisko?
-Sterch.
-Lidia Sterch, tak? No, dobrze. Coś cię boli, albo gdzie indziej?
-Tak, strasznie boli mnie lewa stopa, okropnie...
-To... Poczekaj. Przemyję ci ranę wodą utlenioną. Nieapetyczna ta rana...
-Nie! Nie! Tylko nie woda utleniona!- Głośno powiedziałam ze strachem w głosie.
-O! Popatrz! – Kobieta odwróciła mi głowę, i jedną ręką pokazała na północny zachód. Wgapiłam się, ale zauważyłam, że tam nic się nie dzieje. Jednak było już po czasie. Popatrzyłam na panią z powrotem, a po chwili poczułam szczypanie tam, gdzie akurat rozwijała się infekcja...
-A! a! a! Szczypie! Szczypie!- Rozpaczliwie wołałam do niej, ale zaraz po tym przestało szczypać. Natychmiast.
-Łał. Przestało szczypać...
-Widzisz? Woda utleniona zabiła infekcje, które się rozwinęły w twojej stopie... Pójdę już. Spóźnię się do pracy. Do widzenia.
-Dobranoc...- Odpowiedziałam, smętnie spoglądając na chodzącą kobietę, niosącą pomoc. Nagle, po przejściu paru metrów zauważyłam tabliczkę, a na niej znak, że zaczyna się miasto! Koniec wsi! Nareszcie! Jak dzika podbiegałam coraz to bliżej, i jeszcze, aż wreszcie ujrzałam kolejne tabliczki. Jedna to znak, że zaczyna się miasto, a druga, że to miasto nazywa się Karryheil. Tutaj chyba, znajdę moje prawdziwe powołanie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hidoi
Dorosły z Watahy Natury



Dołączył: 01 Sty 2012
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Lodowej Sfery
Płeć: Wilk

PostWysłany: Nie 17:44, 04 Mar 2012    Temat postu:

Fajne!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.watahawilkow.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin